The Expanse (2015-2022)
The Expanse: Sezon 6 The Expanse Sezon 6, Odcinek 6
Odcinek The Expanse (2015-2022)

Prochy Babilonu

Babylon's Ashes 1h 3m
7,8 272
oceny
7,8 10 1 272
The Expanse
powrót do forum s6e6

Gra o tron w kosmosie

użytkownik usunięty

Tak nazwałem ten serial w jakiejś randomowej dyskusji tydzień czy dwa temu będąc pod koniec trzeciego sezonu. Wynikało to głównie z faktu, że oprócz niezwykle wysokiego poziomu scenariusza, reżyserii, aktorstwa, kostiumów, efektów itp. aspekty polityczne były bardzo ważnym elementem fabuły. Zagrywki na dużą skalę między głównymi frakcjami i na niewiele mniejszą pomiędzy poszczególnymi bohaterami. I pamiętam, że gdy do GoT Expansa porównywałem w duchu żartowałem "oby jak w grze o tron nie okazało się, że pół świetne a drugie pół dramat". No i oto jesteśmy...


Zanim przejdę do tego co zrujnowało moją pozytywną ocenę tego serialu chciałbym powiedzieć o nim kilka bardzo ciepłych słów.

1) Świat. Jego wygląd, historia, technologia, fakcje jakie w nim istnieją (Ziemia+księżyc, Mars, "Pasiarze" - to główne a w obrębie każdej jest kilka mniejszych) to wszystko wymiata. I choć myślę, że mogłoby to też być osobnym punktem dorzucę tu tzw. "worldbuilding" to jak z każdym odcinkiem poznajemy ten świat coraz bliżej. Wiemy o nim i jego regułach, bohaterach itp. coraz więcej i nie jesteśmy zagubieni bo jest to wszystko przedstawione w mądry organiczny sposób. Nie ma ton zbędnej/niezręcznej słownej ekspozycji.

2) Fabuła. Świetnie napisany, trzymający się kupy i trzymający w napięciu scenariusz. Obserwujemy rozwój wydarzeń przejmując się nimi w skali macro (wojny międzyplanetarne i potencjalne milionowe straty w ludziach) i micro (walka bohaterów których polubiliśmy o przetrwanie).

3) Bohaterowie. Chyba największy atut całej produkcji.

Załoga Scirocco - główni bohaterowie show. Każdy inny, prawie każdy reprezentuje inną z głównych fakcji. Ich wspólna droga od bycia wyrzutkami po zostanie słynnymi bohaterami i od bycia grupką nieufnych indywidualistów po zostanie praktycznie rodziną gdzie każdy za każdego pójdzie w ogień - od samego początku była jednym z największych atutów the expanse.

Avaserala - absolutnie wspaniała postać pozornie bezwzględnej ziemskiej polityczki której intrygi niemal do końca pomagają ciągnąć show w pozytywnym kierunku.

Bobby - marsjańska Marines, wielka patriotka która jak wiele innych postaci w świecie Expanse uczy się, że nie zawsze stała po właściwej stronie. A bycie po właściwej stronie jest dla niej ważniejsze niż ślepe posłuszeństwo ojczyźnie. Jak każdy bohater 3 pierwszych sezonów postać bardzo złożona. I co może też ważne - mimo, że nie jakoś "konwencjonalnie" piękna (wysoka, przy kości, nogi nie najzgrabniejsze) jest tak fajna, że naprawdę można się w niej zakochać i przy żadnej bardziej modelowej aktorce z holywood nie musi się wstydzić. A jej postać obok Amosa z załogi rosinante to chyba największa kozaczka w całym show.

Anderson Daves/Fred Johnson - dwie różne postacie, ale obie reprezentują pas (i aspirują do rządzenia nim) i obie dodają światu kolorytu

Camina Drummer - początkowo w cieniu Andersona i Freda z czasem bardzo się usamodzielnia i też do pewnego momentu jest ozdobą show.

Klaes Ashford - człowiek wobec którego od początku pałałem lekką nienawiścią. Był pierwszym oficerem na statku Caminy i nawet niespecjalnie próbował ukryć, że chciałby przejąć jej funkcję. A, że ją dłużej znałem i lubiłem uznałem go za wroga. Ale z czasem stopniowo zaczął mnie "kupować" swoją mądrością i bezstronnością. Jego rywalizacja z Drummer była główną przyczyną dla której trzeci sezon oceniam tak wysoko. Oboje na niej zyskiwali w moich oczach. Ashton częściej, ona raz czy dwa, ale ogromne ilości sympatii (przede wszystkim gdy postanowiła podjąć ruch który mógł ją zabić by spróbować uratować jego życie). W jednej z ostatnich scen trzeciego sezonu gdy Drummer weszła do pokoju gdzie Ashton leżał ranny i bezradny a ona sięgnęła za plecy by wyjąć jak mniemałem broń by usunąć rywala (bo sympatia sympatią a przywódca może być tylko jeden zwłaszcza tak ambitny) a wyjęła z uśmiechem wino i dwie lampki nieironicznie może być moją ulubioną sceną w całym sci-fi.

To tylko ci główniejsi a i to nie wszyscy. Jest wiele pomniejszych postaci (zarówno protagonistów jak i antagonistów) o których mógłbym powiedzieć bardzo wiele dobrego (jeśli nie o ich osobowości bo czasem to skończenie dranie to o jakości ich wątków, o tym jak zostali zagrani itp.). Generalnie móglbym spędzić cały dzień słodząc temu serialowi odcinek po odcinku, wątek po wątku (tyle pisałem a nawet nie padło słowo "protomolekuła"), postać po postaci. I tak jakieś 3 sezony.

Sezon czwarty czyli niestety tam gdzie stery przejął amazon serial trochę traci. Nadal są fajne wątki nawet w sezonie 5 a może nawet 6. Ale teraz nie są główną składową show a coraz rzadszym wyjątkiem niby zagubione ziarnko czy dwa kukurydzy w stolcu.

I o wadach sezonów przede wszystkim 5-6 (4 częściowo) mógłbym napisać niewiele mniej niż o zaletach pierwszych trzech sezonów z kawałkiem.

Ale myślę, że wszystko co najgorsze w drugiej połowie The Expanse jestem w stanie zawrzeć w dwóch słowach:

Marco Inaros. Nigdy nie zrozumiem skąd w tak dopieszczonym pod względem scenariusza serialu nagle pojawił się tak beznadziejny antagonista. I kto mu oddał aż tak ważną rolę. Facet powinien zdechnąć przy pierwszej okazji gdy widzimy go na ekranie - darowała mu życie Camina Drummer i jej ocena w moim sercu już nigdy nie będzie tak wysoka. W sezonie 4 był takim pomniejszym watażką kosmicznym. I tam też powinna się skończyć jego przygoda, ale scenarzyści darowali mu życie (nie ostatni raz) przez co potem on mógł odebrać je Ashfordowi którego zniknięcie równie osłabiło serial co dodanie pana indarosa. Przynajmniej śmierć dostał godną i pamiętną. Powiem szczerze. Sezon 5 oglądałem tylko po to by zobaczyć jak inaros ginie za to co zrobił Ashfordowi. Gdy na odcinek czy dwa przed końcem pojąłem, że już nie zdążą go zabić co oznacza, że będzie głównym antagonistą nie sezonu a całych dwóch ostatnich sezonów... nie wiem czy kiedykolwiek w życiu byłem bardziej rozczarowany. Nawet jak pracę kiedyś straciłem^^ Koleś jest niewyobrażalnie nudny i drętwy. A jeszcze piąty sezon to niemal wyłącznie nudne rozterki rodzinne noemi z załogi rosi, tego dzbana i ich synalka z wrodzonymi trudnościami w nauce. Może Noemi ćpała crack całą ciążę?
Kiedy piszę te słowa jestem dwa odcinki od końca the expanse. I być może nigdy nie dowiem się jak się kończy. Bo właśnie do mnie dotarło, że już mnie to nawet nie obchodzi. Sezony 5 i 6 były tak rozczarowujące, że nie obchodzi mnie kto zginie a kto przeżyje. Nie obchodzi mnie czy inaros zostanie władcą galaktyki czy umrze na klozecie próbując za wszelką cenę wydusić z siebie wyjątkowo uparte zatwardzenie.

Było kilka scen które na tyle mną wstrząsnęło, że niemal przestałem oglądać to show. Śmierć Ashtona to jedna. Potem śmierć Alexa z załogi Rosi. Nie oburza mnie to, że zginął, ale jak. Podczas ratowania Noemi dostał wylewu. Niby heroiczna śmierć, ale... szczerze to do tego momentu miałem nadzieję, że to becząca nieustannie wtedy Noemi umrze w próżni. Ale ją trzymano choć jej wątek (powiązany z inarosem) wyłącznie osłabiał. A Alexa zabito tak bezceremonialnie i jakoś drętwo... Po setkach o wiele bardziej niebezpiecznych manewrów showrunerzy chyba uznali, że nie chcą dłużej płacić grającemu go aktorowi.

Ostatnie dwie sceny po których chyba już definitywnie odpuszczam to show na zawsze (a jeszcze niedawno pierwszym co planowałem po dokońćzeniu go to obejrzeć ponownie by więcej zapamiętać zwłaszcza z pierwszych odcinków gdzie nie znałem świata ni bohaterów) są powiązane z inarosem i holdenem.

Warto wiedzieć, że do tego momentu inaros ma rękach krew milionów niewinnych cywilów. Holden miał szansę go rozwalić, ale "nie chciał go czynić męczennikiem" więc sabotował własną torpedę by dać mu uciec. Wyobrażacie sobie by aliancki żołnierz powiedzmy w roku 42 celowo spudłował w adolfa bo "nie chciał go robić męczennikiem"? To samo w sobie było moim zdaniem głupią decyzją. Tak głupią, że wynikać musi z głupoty scenarzysty - Holden był na to zbyt inteligentny by coś tak głupiego zrobić. Ale później było jeszcze gorzej. Targany wątpliwościami "czy dobrze zrobiłem, że darowałem Adolfo hitlerosowi życie" rozmawia z nową członkinią załogi, dziewczyną Amosa (też świetną do tego punktu postacią) a ona odpowiada mu "uratowałeś człowiekowi życie, to nigdy nie jest zła decyzja". CO ZA TĘPY OSZOŁOM TO NAPISAŁ? Wyobrażacie sobie, że marco odpala kolejną asteroidę i zabija powiedzmy 10 milionów ludzi w minutę. A ta pani do Holdena "pociesz się. Dziś zginęło 10 milionów ludzi. Ale pamiętaj, że jednemu udało ci się uratować życie. Temu który ich zabił".

To już nie jest expanse. Przy całej mojej nienawiści dla sezonu 8 gry o tron to przy sezonie 6 expanse jest on arcydziełem.

Pierwsze 3 sezony polecam całym sercem. Kolejne trzy stanowczo odradzam mimo, że nadal świetne wątki i sceny czasem się trafiają. Jaka szkoda, że są wspomnianymi ziarenkami kukurydzy w nie powiem znowu czym.

ocenił(a) serial na 7

Mam dokładne takie same odczucia. Podpisuję się pod Twoim komentarzem.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones