Mamy kobietę bez nosa pokazywaną na zbliżeniach przez długie minuty.
No-noooo...
Mnie się... podoba.
Jedyne, co mnie irytuje (bo niecierpliwy jestem:):):)) w tym serialu, to straszne ślimaczenie się akcji.
W poszczególnych odcinkach niewiele się w gruncie rzeczy dzieje (przy takim "przerobie" jeden odcinek "House'a" starczyłby na pół roku:):):)), a na więcej (o ile to naprawdę dużo więcej) trzeba czekać cały tydzień.
Mam takie same wrażenie odnośnie tempa akcji. Ogląda się przyjemnie- o ile widok kobiety bez nosa może być przyjemny- ale nie czuję tego zniecierpliwienia, żeby zobaczyć następny odcinek.
Myślę, że jednak nie.
Ekspozycja zawsze zajmuje trochę czasu, ale znów jeśli pierwsze odcinki nie "kupią" widza, to serial padnie, bo nikt nie zacznie oglądać od połowy.
Sądzę, że po prostu ktoś wymyślił tak sobie "The Knick", że niby ma być "nastrojowy" (to ten osławiony "klimat":):):)) i "niespieszny", więc "poważny" (taki "szacowny" i "z wyższej pułki"):):):))) nie zaś sensacyjny
Daj im Boże zdrowie, bo mnie akurat to irytuje.
PS
Na razie "Boardwalk Empire" spełniało powyższe... marzenia, ale nie przynudzało, więc na razie "The Knick" nie jest w stanie sprostać konkurencji nawet na tym polu:(:(:(
Poczekam, a potem może się okazać, że obniżę ocenę.
Znam inne, świetne, seriale z niespieszną akcją, a jednak wciągające i... esencjonalne. Nie wspomnę już o "True Detectinv", ale choćby "The Killing".
A ja czuję.
To oznacza niedosyt.
Jeśli to pomysł na "zaciekawienie widza" - wyrażam zdecydowany protest.
Oglądam The Knick na cinemaxie w soboty wieczorem i za każdym razem, jak się odcinek kończy, to mam takie odczucie "co? to już? i znowu tydzień czekać na kolejny odcinek?". Dla mnie te odcinki są stanowczo za krótkie. :D
Miałem taki, paradoksalnie, luksus, ze bardzo późno zauważyłem "House MD".
Jak czytałem w programie TV "Doktor House", to go ignorowałem, bo myślałem sobie: "Eeeee, jakiś następny serial szpitalny... I jeszcze szwabski....":):):).
Tak więc potem mogłem sobie oglądać.... hurtem.
Z "Knick" jest jeszcze gorzej, bo odcinki "House'a" stanowiły najczęściej zamkniętą całość (jeśli idzie o pacjenta i jego "przypadek"), ten zaś serial ciągnie równolegle kilka wątków z odcinka na odcinek i kapie nam po kropelce..
No, nie mam cierpliwości!:(:(:(
A mnie to ślimaczenie właśnie odpowiada. Ogólnie nie jestem fanem seriali "szpitalnych" ze tak to ujmę ale ten mnie kupił. Jestem po 3 odcinkach i na pewno będę brnąć dalej. Swoją drogą to ślimaczenie działa na mnie "usypiająco-pobudzajaco", koniec odcinka pojawia się z zaskoczenia :)
Czyli jednak realizatorzy "grzaźnią" się z widzami.
Chyba poczekam i zażyję później od razu większą dawkę:):):)
Tylko z "Grą o tron" tak nie potrafię.
A oni, potwory, robią na dodatek roczne przerwy...:(:(:(
mam identyczne odczucia. tempo w odzaju 'mad mena'
5ty odcinek za mną i na razie jest dobrze.
jakoś nie miałem nigdy ochoty zasiąść do "Mad Mena" mimo wielu dobrych o nim opinii...
może się na niego niebawem skuszę :)
no mnie ta babka z noosem właśnie denerwuje, jakoś nie wyobrażałem sobie takiego przeszczepu, ślimaczenie daje swój klimat
Czytałem Thorwalda, więc taka metoda przeszczepu mnie nie dziwi.
Nie takie cuda zdarzały się (i zdarzają) w medycynie:):):)
Nie napadam na "The Knick", przeciwnie - nawet mi się podoba, dzielę się tylko subiektywnym odczuciem zniecierpliwienia.
Może wynika ono stąd, że niektóre wątki i postaci mniej mnie interesują, a poszczególne odcinki nie zawierają zbyt wiele akcji - ta kapana jest jak z pipety:):):)
"Dr House" i , powiedzmy, "Breaking Bad", ustanowiły nowe standardy zarówno zawartości ("upakowania") odcinków, jak i tempa zdarzeń i zwrotów akcji. To już naprawdę "ostra jazda".
"Knick" wydaje się w tym momencie staroświecki... podwójnie (choć naprawdę boleśnie i nie do przyjęcia staroświecki okazuje się "The Americans").
Taki na przykład "Boardwalk Empire" też jest przecież retro, ale sprawia wrażenie większej... jak to nazwać?
Intensywności?
To samo dotyczy na przykład "Deadwood".
Wymieniam seriale w miarę realistyczne, bo w przeciwnym wypadku musiałbym wspomnieć także o "Carnivale".
Czy wymienione filmy mają "klimat"?
Moim zdaniem tak.
Nota bene nie znoszę tego określenia:):):)
To słowo-wytrych, które niewiele znaczy.
Co do klimatu, to ja bym nawet się pokusił o to, żeby powiedzieć, że ten serial jest właśnie dla klimatu, nie dla akcji.
Tak jak w barejowym Misiu niektóre sceny są tylko częściowo związane z głównym wątkiem, tak i tutaj szpital jest miejscem które spaja ludzi, można jednak coś o wszystkich postaciach w życiu poza szpitalem powiedzieć. Serial, który portretuje rzeczywistość, w którym sam szpital jest wymówką do opowiedzenia czegoś więcej niż "Współczesna medycyna gdzieś musiała mieć swój początek". Opowiada jak w takch, tamtych realiach funkcjonowała rzeczywistość i jak można się w niej było odnaleźć.
Poza "Misiem", przypomina mi nawet bardziej "Mad Mena", gdzie w domu rozmawiają sobie o premierze najnowszego filmu Polańskiego "Dziecko Rosemary", a kilka sezonów wcześniej z przerażeniem o nadchodzącym końcu świata związanym z kryzysem kubańskim.
"Knick" rzeczywiście jest serialem bardziej psychologiczno-obyczajowym, niż "szpitalnym" czy historycznym.
Być może miałem inne oczekiwania, stąd teraz lekkie poczucie zawodu.
To jednak nadal dobra produkcja.
Według mnie ten serial z odcinka na odcinek jest coraz lepszy , coraz bardziej intrygujący i wciągający :) , dla mnie bomba.
Taki przeszczep jest jak najbardziej zgodny z przedstawionymi realiami, co więcej przeszczepy płatów są z powodzeniem stosowane do dnia dzisiejszego... wiem to z własnego doświadczenia - w celu uzupełnienia ubytków tkanek miękkich(po wypadku) przez pięć lub sześć tygodni miałem dłoń przyszytą do płata skórnego na brzuchu:) Relatywnie prosta i efektywna metoda leczenia urazów.
Co do serialu... jeżeli nic nie spierniczą, znajdzie się w moim serialowym top ten. Pasuje mi powolne a mimo to nie nużące tempo prowadzenia akcji i jakoś nie przeszkadza mi brak jasno określonego celu do którego miałaby zmierzać fabuła.