Genialny lekarz uzależniony od narkotyków, uparta administratorka, zawzięty Murzyn...
Nie uda się, bo główny bohater nie ma takiego potencjału jak dr House, a jeszcze mniej wdzięku.
Niemniej serial zapowiada się bardzo dobrze.
Nie będzie może rewolucją ani nawet rewelacją ("House MD" był), bo Soderbergh ma jednak ciężką ręką i niewiele refleksu, ale historia medycyny jest taka ciekawa... Nie mniej niż współczesność.
Poza tym tu naprawdę kroją skórę i flaki!!!:):):)
tylko, że ten "genialny" lekarz zabija średnio jedną osobę na odcinek ( dla House'a średnia nieosiągalna ). Administratorem to raczej jest ten gość robiący wałki i mający długi u gangsterów, babka ma coś do powiedzenia tylko dlatego, że jej tatuś sponsoruje szpital. Murzyn jak to murzyn, tematy rasowe zawsze są ciekawe a do tego wprowadzenie takiej postaci zwiększa liczbę potencjalnych odbiorców. Co do reszty się zgadzam serial zapowiada się bardzo ciekawie.
Wiem, kto jest administratorem:):):)
Na razie postaci są ledwo zarysowane, więc nie wiadomo, co jeszcze z niego "wyrośnie" (cudów się nie spodziewam)
Jasne, że mamy tu wątki odwołujące się do poprawności politycznej: rasizm, feminizm...
Moim zdaniem, paradoksalnie, "House MD" był pod każdym względem "odważniejszy".
Trudno na razie oceniać na zapas, ale ten serial jest bardzo... staroświecki (jeśli nie liczyć tych scen z operacji), a nie mam na myśli kostiumów, a na przykład konstrukcję scenariusza, tempo akcji, "gęstość" i "ciężar" scen..
O dialogach nawet nie wspomnę, bo są nijakie, czyli (tylko) "takie jak trzeba".
moim skromnym zdaniem popełniono po prostu błąd jeśli chodzi o budowanie postaci głównego bohatera. Czy nie lepiej byłoby pokazać go na początku jako przykładnego ojca rodziny a dopiero potem , w kolejnych odcinkach ujawniać jego wady i uzależnienie zamiast odkrywać wszystkie karty w pierwszej scenie?
Chcieli nas od razu zaskoczyć i "złapać".
Akurat sceny z facetem wychodzącym rano z burdelu-palarni opium i robiącym sobie w jadącej dorożce zastrzyk między palce u nogi, a potem okazującym się głównym chirurgiem nie są wcale zła na początek filmu o Holmsie-Housie.
Mogło być intrygujące dla kogoś, kto... nie czytał zapowiedzi filmu i nie widział reklam:):):)
wszystko byłoby dobrze gdyby właśnie nie pokazywali wszystkiego tak dosadnie...
Mnie to nie razi, a nawet chętnie uznaję to za niejaką nowość.
W tym gatunku, bo w kinie nie takie rzeczy już widzieliśmy.
ja to rozumiem ale powinni jednak dopasować ten gatunek do szerszego widza, nie każdy jest w stanie znieść widok rozcinanego brzucha tryskającego na wszystkie strony krwią zwłaszcza przez kilka minut non stop...temat jest pasjonujący bo medycyna dotyczy nas wszystkich ale nie każdy się nadaje aby oglądać tak drastyczne sceny, szkoda że we współczesnym kinie odchodzi się od sugerowania pewnych rzeczy na rzecz pokazywania wszystkiego wprost aby widz dostał zmysłowego kopa bo na lżejsze obrzydlistwa jest już wystarczająco znieczulony :(
Masz rację, kino polega (nadal) w dużej mierze na "sugerowaniu".
Niemniej werystyczne rekonstrukcje operacji sprzed wieku też mają sens.
Wbrew pozorom nie brakuje mi wrażliwości (kobiecej faktycznie nie mam), ale jestem otwarty na różne opcje:):):)
PS
Nie zapominajmy, jak bardzo posunęła się technika (pozwala pokazać prawie wszystko "jak żywe"), ale też jak przesunął się próg, którego nikt nie miał kiedyś odwagi przekraczać.
W dzisiejszym kinie (i to nie tylko kinie akcji) dosłownie fruwają oderwane nogi i wszystkie możliwe części ciała.