PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=698138}

The Knick

8,0 32 391
ocen
8,0 10 1 32391
8,5 10
ocen krytyków
The Knick
powrót do forum serialu The Knick

W świetle głośnych premier 2014 jak Fargo czy True Detective miłą odmianą jest The Knick, które tak jak dwa poprzednie stoi na najwyższym poziomie estetycznym, oferując jednak dłuższą historię niż jednosezonową fabułę. Oczywiście takie rozwiązanie nie jest wadą, a wręcz przeciwnie, zamknięty scenariusz pozwala twórcom skupić się na innych treściach niż tworzenie maksymalnie otwartego świata, podatnego na rozwój w kolejnych seriach. Rozwiązanie wybrane przez twórców Knick, jest deczko większym wyzwaniem, które dodatkowo utrudnione jest przez określenie ram czasowych na początek XX wieku. Nie muszę chyba wyjaśniać dokładniej co za tym idzie: scenografia, ubiór aktorów, przedmioty czy zachowanie prawdy historycznej. To nie jest łatwa sprawa – kontrolowanie powyższych niuansów i jednoczesne prowadzenie sensownej, satysfakcjonującej fabuły. Na szczęście wygląda na to, że serialowa ekipa temu wszystkiemu podołała (przynajmniej w pierwszej serii).

Postawienie sobie za cel zobrazowanie burzliwych początków poprzedniego stulecia jest posunięciem tak samo genialnym jak i ryzykownym. Możliwości potknięcia jest całe mnóstwo, bo przykładowo wystarczą najmniejsze oznaki „taniości” w warstwie wizualnej, które są w stanie położyć najlepszą fabułę. Wystarczy mocniej nagiąć fakty historyczne i nawet najlepsza scenografia nie przykryje karykaturalności całej produkcji. Z drugiej strony eksplorowanie takich obszarów jak historia medycyny, które w kinie praktycznie nie występowały, sprawia że cała koncepcja jest samograjem. Wystarczy odrobina kreatywności, poświęcenie uwagi detalom, żeby w rezultacie otrzymać znakomite dzieło – połowę roboty za scenarzystów odegrała sama historia świata, dostarczająca sporo smaczków i faktów.

To właśnie wyśmienita adaptacja minionych wydarzeń w opowiadaną historię, stanowi dla mnie jedną z największych zalet tego serialu. Tak więc mamy Tyfusową Mary, wynalazki Thomasa Edisona, wojnę filipińsko-amerykańską oddziałującą na bohaterów pośrednio czy pierwsze aparaty rentgenowskie. Te małe pojedyncze smaczki nadają całości świetnego wykończenia, zwiększając realizm ówczesnego świata. Nie oglądamy jakiegoś zamkniętego w czasie i przestrzeni miasta, tylko faktycznie tętniącą życiem metropolię. Uśmiech na twarzy a także pewną refleksję może wywoływać stan wiedzy jaki mieli nasi przodkowie. Heroina jako lek stosowany przez kliniki odwykowe, leczenie chorób psychicznych za pomocą wyrywania zębów czy kokaina stosowana jako anestetyk. Takich rzeczy jest cała masa, które teoretycznie są drobnostką, ale stanowią o sile The Knick.

A jak z fabułą, postaciami? Teoretycznie powinienem od tego zacząć, bo w końcu wszystko i tak sprowadza się do tych dwóch rzeczy. Moim zdaniem jest w jak najlepszym porządku. Ryzykownym posunięciem było wprowadzenie stosunkowo dużej liczby wątków. Doktor Thackery nie jest tutaj typowym protagonistą, któremu poświęcona jest większość czasu antenowego. Owszem jest najczęściej pokazywany, ale jego losy nie są osią całego serialu. I bardzo dobrze. Trudno jest mi sobie wyobrazić większe marnotrawstwo tak wspaniale wykreowanego świata niż nudne zamknięcie się wokół jednej postaci. The Knick pod kątem psychologii bohaterów przewyższa to co obecnie ma nam do zaoferowania serialowy mainstream. Nieznacznie, ale przewyższa.

Mamy tutaj całą gamę postaci, z czego każda jest niemalże perfekcyjnie niejednoznaczna a do tego pełnokrwista. Wiele z nich cechuje pewnego rodzaju szlachetność, prawość postępowania czy czyste intencje, jednak są one jednocześnie momentami moralnie wątpliwe. Mówiąc prosto: niemal każdy ma swoje za uszami. Problemy czy też rozterki jakie zgotowali im scenarzyści nie są ani trochę sztuczne, wydumane, czy też wepchane na siłę. Sztampa czasami się pojawia, tak jak w przypadku zakazanej relacji dr. Edwardsa i arystokratki Cornelii. czy oklepane problemy narkotykowe (powtórka z dr. House'a). Ale to nie jest absolutnie żadną wadą! Wykreowane postacie są na tyle wiarygodne, że całkowicie przykrywają te zgrane motywy. Banał jest wadą tylko wtedy, gdy jest pozostawiony sam sobie, tutaj tego nie ma. A dodatkowo mamy oryginalne elementy takie jak moja ulubiona relacja między Clearym a siostrą Hariett – takiego świeżego serialowego duetu jeszcze nie było, naprawdę nie miałbym nic przeciwko, gdyby ich perypetie dostały trochę więcej uwagi od scenarzystów.

Z tą ostatnią wiąże się ostatnia wielka zaleta The Knick, a mianowicie tworząca się nić powiązań między bohaterami. Wszystkie pierwszoplanowe postacie, mimo iż pochodzą ze stosunkowo różnych środowisk, z różną historią, mają pewne punkty styczne. Ktoś coś o kimś wie, ktoś inny wolałby, żeby to zostało tajemnicą i inne takie trudne sprawy. Jest to świetny punkt wyjścia do sterowania napięciem, a także manipulowania konfliktami w całej produkcji. Trudno jest mi przywołać inny serial, w którym coś takiego byłoby aż tak mocno zaakcentowane. Pierwszy sezon stworzył doskonałą podstawę pod dalsze knucie intryg między pierwszoplanowymi bohaterami. A przecież w razie czego jest jeszcze drugi plan! Chińczyk zabijaka, bogaci biznesmeni czy konkurencyjni chirurdzy. A wymieniam tylko tych, którzy pojawili się do tej pory, albowiem z łatwością można dołączyć do tej układanki innych ludzi. Tak elastyczną fabułę i świat przedstawiony miał do tej pory może tylko Breaking Bad.

Jeśli chodzi o samą opowiadaną historię to wiele osób to akcentowało – jest powolna. Nie ma co się oszukiwać, The Knick jest maratończykiem, długodystansowcem, co nie każdemu się musi spodobać. Przez 10 odcinków, wyemitowanych do tej pory, budował sobie fundament pod dalszą opowieść. Wraz z finałem, wszystkie postacie zostały osadzone ostatecznie na swoich miejscach, można z nimi zrobić wszystko. I to jest wielki sukces pierwszego sezonu. Breaking Bad również przez pierwsze dwie serie budował swój świat i głównego bohatera, żeby nabrać rozpędu w kolejnych. The Knick swój świat ugruntowało w 10 odcinkach, czego kosztem był pewien chaos (mnogość bohaterów i ich wątków) a także stosunkowo małe napięcie. Pewnie można to było odczuć, oglądając poszczególne odcinki w czasie ich premiery. Wszystkim malkontentom polecam obejrzenie całej pierwszej serii za jednym zamachem, tak jak to było w moim przypadku. Trochę to zmienia optykę.

Szczerze mówiąc trudno mi się doszukać wad w tak dopracowanej produkcji. Pewnie są jakieś nieścisłości historyczne, jakieś wpadki w drobiazgach typu nieodpowiedni przedmiot w stosunku do realiów historycznych, ale bądźmy szczerzy – cofając się tak głęboko w czasie, nie da się ich uniknąć. Natomiast pewne fakty historyczne warto lekko nagiąć i „upchać je w kupie” jeżeli to nie razi, dzięki czemu można uatrakcyjnić fabułę. Jedynym zgrzytem jest dla mnie muzyka, zdecydowanie niepasująca do ówczesnych realiów. Na początku może to zakłócać odbiór, ale idzie się łatwo przyzwyczaić. Bardzo odważne posunięcie ze strony twórców, spotkało się jednak z aprobatą niektórych widzów i jestem w stanie w pełni to zaakceptować.

Jedynym co w The Knick jest niepokojącego to stosunkowo nieduży szum jaki wytworzył wokół siebie. Nie jest to produkcja wybitnie przystępna, to prawda, ale nie ma też co zaklinać rzeczywistości nazywając ją wyjątkowo trudną w odbiorze czy zbyt wyszukaną dla motłochu. W telewizji już mieliśmy przypadki niedocenienia geniuszu (Boss anulowany po dwóch seriach czy The Wire doceniony przez szerszą publiczność „pośmiertnie”), oby The Knick nie spotkał podobny los. Twórcy udowodnili, że nie trzeba mieć wyszukanej i oryginalnej fabuły, żeby stworzyć hicior, bo w końcu nawet główni bohaterowie mieli swoich pierwowzorów. Sama historia medycyny dostarcza wystarczająco dużo treści, którą tylko i aż trzeba odpowiednio wkleić. Byłoby żal, gdyby ten serial został anulowany po dwóch sezonach, ponieważ jest on jednym z niewielu, który faktycznie dostarcza refleksji. Można się śmiać z ówczesnych metod leczenia, polegających na zwalczaniu objawów, a przecież dzisiaj borykamy się z takimi samymi problemami. Raka próbujemy zabić chemioterapią, wirus HIV umiemy jedynie trzymać w ryzach, każde czasy mają swoje problemy. Problem czasów w jakich jest produkowany The Knick jest jeden: głupota scenarzystów – musi się jej ustrzec.

yesiu

Zgadzam się z Tobą niemal w 100%;). Świetnie opisany serial. Powinieneś zrobić opis fabuły filmu albo recenzję, a nie tworzyć komentarz;). Ze wszystkim się zgadzam oprócz jednego- realiów historycznych. W tym serialu został stworzony własny świat osadzony w początkach XX wieku. Ten świat nie pokazuje w sposób dosłowny rozwoju medycyny, ale niczym seria dr House wybiera naciekawsze przypadki i przypisuje je głównym bohaterom;). Poprzez przypadki mam na myśli np odkrycia w medycynie;). Pozdrawiam i naprawdę polecam pisanie recenzji, fajnie Ci to wychodzi:).

ocenił(a) serial na 9
TomasT

Dzięki za dobre słowo :D. Opis fabuły już jest, moim zdaniem wystarczający, a recenzje podobno mają długi proces weryfikacji na filmwebie, więc szczerze mówiąc wolałem już to wszystko napisać w komentarzu. Tak, domyślam się, że nie ma tutaj pokazanego rozwoju medycyny z chirurgiczną (:D) precyzją. Wspominałem o tym, że naginanie pewnych faktów historycznych i upychanie ich w kupie jest do przyjęcia jeżeli ma to uatrakcyjnić serial i nie jest robione na siłę. Pisząc ogólnie o realiach historycznych miałem na myśli sam obraz miasta i ludzi w nim żyjących. Akcja teoretycznie kręci się wokół szpitala (który pomiędzy niektórymi bohaterami jest jedynym co mają wspólne), a jednak tego szpitala jest bardzo mało. Twórcy mogli pójść na łatwiznę i całą akcję zamknąć właśnie w tym szpitalu oraz może jakichś pojedynczych wnętrzach, bez scen w mieście. Ale wtedy nie byłoby takiego efektu i ludzie raczej by całej koncepcji nie kupili. Dla mnie jednym z oznak geniuszu (pierwszego sezonu) The Knick jest ten świat, który może jest troszkę podrasowany, ale nie sprawia wrażenia że bohaterowie czy sam szpital są odrealnieni (co pewnie przyznasz jest zmorą większości seriali, nie tylko polskich ale także amerykańskich - oglądasz coś i widzisz, że świat w serialu jest z probówki, sztuczny). W przypadku Knick było jeszcze łatwiej o ten efekt, bo żeby stworzyć realistyczny, wciągający świat muszą być sceny plenerowe, ludzie od stóp do głów ubrani odpowiednio do czasów i tysiąc innych detali - jeden by się nie zgadzał i automatycznie trudniej byłoby się dać porwać fabule. Ja osobiście seriale dzielę na dwie grupy: pierwsza gdzie przy oglądaniu być może wciąga mnie historia, ale cały czas mam z tyłu głowy że oglądam fikcję, bo świat przedstawiony ma sporo uproszczeń, jest plastikowy; druga gdzie na czas seansu jestem pochłonięty na tyle, że zapominam że to co dzieje się na ekranie nie jest naprawdę - świat przedstawiony jest wystarczająco skomplikowany, żeby mógł naśladować rzeczywistość. Dzięki dużemu przywiązaniu do detali The Knick zaliczam oczywiście do drugiej grupy, a przypisywanie odkryć głównym bohaterom traktuję jako zło konieczne - jakoś ta fabuła musi się kręcić, a do momentu jeśli z postaci nie robi się nadludzi poprzez mnożenie ich osiągnięć, większość rzeczy jestem w stanie zaakceptować. Również pozdrawiam :D.

yesiu

To prawda, że proces weryfikacji trwa długo, ale możesz napisać komentarz i recenzję jednocześnie;). Ja zauważyłem coś jeszcze dotyczącego The Knick i jestem bardzo ciekawy jak rozwiążą to scenarzyści. Serial ma dwa oblicza- jedno to serial medyczny, taki jak House czy Ostry Dyżur. Tam są prawdziwe odkrycia medyczne, przypadki medyczne, które były obecne na początku XX wieku. Dzięki temu wygląda to bardzo realnie;). Druga część tego serialu to dramat społeczny. Pod koniec serialu własnie na tym twórcy się skupiali. Pokazano na jakich zasadach, jakimi wartościami kierowali się ludzie w początkach XX wieku. Słowo moralność miało wtedy inne znaczenie niż dzisiaj. Jestem ciekawy, w którą stronę pójdą twócy serialu. Czy już całkiem odstąpią od serialu stricte medycznego, czy jednak opieka medyczna i historie wokół pacjentów nadal będą osią tego serialu.

ocenił(a) serial na 9
TomasT

Właśnie te dwa oblicza są bardzo ciekawym motywem, również rzadko spotykanym. To też imponuje, że poszli w obie strony i to wszystko się nie załamało, a wręcz przeciwnie - wydaje się być idealnym rozwiązaniem. Jeśli ja miałbym wybierać to wolałbym takie proporcje jak były teraz, chociaż zastanawiam się jakim cudem ten serial da się oglądać z taką przyjemnością, gdzie jest ze sobą wymieszane wszystko ze wszystkim. Wydaje mi się, że obecne proporcje pozostaną, bo szpital będzie przenoszony czyli siłą rzeczy jakaś uwaga będzie mu poświęcona, a jednocześnie wielu bohaterów ma nakreślone na tyle mocno życie prywatne, że będzie z tego pewien dramat społeczny (Thackery odcięty od leczenia, Gallinger ze swoimi problemami rodzinnymi). Na jedną rzecz warto jednak zwrócić uwagę: ten pierwszy sezon wyszedł tak wyśmienicie (wykreowany świat, estetyczny wizualnie, wątki bohaterów i relacje pomiędzy nimi), że ten serial mógłby zupełnie odciąć się od medycyny a stać się typową obyczajówką na 13 odcinków w sezonie (jak Six Feet Under czy Rodzina Soprano - akcji tam mało, czysta "ambitna telenowela" :D) i dalej dawać sporo frajdy z oglądania. Mimo wszystko trochę się obawiam następnych serii, mając tak olbrzymie pole do manewru, po stworzeniu takiej otwartej fabuły i świata, łatwo podjąć złą decyzję. To nie jest House czy Rodzina Soprano, gdzie ramy serialu od początku były jasno zakreślone i trudno było wyjść jakoś poza nie. W The Knick tak naprawdę wszystko jest możliwe i przy odpowiednim wysiłku wszystko można idealnie wpasować w konwencję serialu. Ale kluczem jest właśnie ten wysiłek i dalsza praca nad detalami fabuły, bo ja z łatwością mogę sobie wyobrazić popsucie tego serialu (skupienie się nadmierne nad jakimś jednym wątkiem, brak smaczków historycznych, nieangażująca fabuła etc etc). Niby seriale psują się po kilku seriach (pięć to chyba taka granica), ale The Knick jest na tyle specyficzne, że równie dobrze może pójść na szczyt jak i na dno. Boję się, że po drugim sezonie będę musiał obniżyć ocenę, ale jednocześnie mam nadzieję, że twórcy pokażą swój kunszt a przy okazji cała produkcja nabierze rozgłosu (jak Breaking Bad). No i ciekawą kwestią jest ile sezonów planują (jeśli stacja ciągle by chciała ich pokazywać). Mam nadzieję, że tym serialem zajmuje się ktoś taki jak Vince Gilligan w Breaking Bad - osoba która ma jaja powiedzieć u szczytu popularności serialu: kończymy, lepiej już nie będzie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones