Nie sądziłam, że po zakończeniu 4 sezonu The Originals w ogóle powrócą, więc jak wczoraj wyskoczyło mi powiadomienie o nowym odcinku byłam zszokowana.
Sądzę, że posunięcie fabuły o siedem lat do przodu było dobrym pomysłem, a scenarzyści mają większe pole do popisu z Hope jako nastolatką niż jako dzieckiem.
Sam odcinek jest wprowadzający i dający nam przedsmak tego co będzie się działo w całym sezonie.
- czy zniknięcie Hayley ma związek z czarownicami i zwiastuje kolejny bunt? (Leżące korale w chwili jej porwania)
- wątek Freyi i jej dziewczyny uważam za kompletnie niepotrzebny i wepchniety na siłę
- Rebekah po raz kolejny wystawiająca Marcela do wiatru
- Elijah jako ciepła klucha grająca na fortepianie to miła odskocznia, ale tęsknię za dżentelmenem wyrywajacym serca ze swoich ofiar
Na pewno czeka nas ponowne połączenie rodziny Mikelsonow, kolejna wojna i intrygi czyli wszystko to co lubimy najbardziej.
Mam nadzieję, że serial będzie trzymał poziom i zakończą go z przytupem, bo tego zabrakło w poprzednim sezonie :)