Jak można tak zepsuć serial i to już w przeciągu 10 minut pierwszego odcinka?
Wysłał córkę na egzamin, ledwo doszła- przyleciał i ją praktycznie porwał.
Potem ta jazda autostradą... Nie patrzy na drogę, chociaż żona mu każe, woli obracać się na dzieciaki i je wyzywać, by potem spowodować karambol na środku drogi. Niby sytuacja nie do przewidzenia, a jednak właśnie 100m dalej jest bunkier, do którego zmierzali...
Schował rodzinę i od razu wychodzi w największy deszcz praktycznie bez żadnych wyjaśnień.
Po 5 minutach ktoś wali do drzwi bunkra (idiota by nie wpadł na to, że to ten kierowca, który widział, jak biegną do bunkra), a bachory otwierają drzwi, mimo że przecież ich ojciec jako jedyny by wiedział sam, jak je otworzyć, a nawet jakby nie mógł, to na pewno by się z nimi jakoś skontaktował, zamiast walić jak oszalały... Ale co tam, lecimy, otwieramy, mimo że chwilę wcześniej setki filmików o tym, jak ludzie umierają po chwili na deszczu...
Dno, tragedia, to już nawet nie jest śmieszne...