Netflix trzyma poziom. Po pierwsze, odcinek zaczyna się tak, jakby to podli chrześcijanie sprawili, ze wikingowie z przyjacielskich i do rany przyłóż ludzi, stali się okrutnikami, którzy w swojej pracy najbardziej lubią gwałty, plądrowanie, palenie wiosek oraz mordowanie każdego, kto podejdzie im pod topór. Po drugie, mniej więcej w 32 min odcinka, niewysoki starzec odciąga Leifa Erikssona i mówi - chodź ze mną, zanim któryś z tych przeklętych chrześcijan Cię zobaczy. Dorzucił jeszcze coś o jezusowej bandzie. Problemem w tej scenie jest to, ze Leif Eriksson w tym momencie sam był chrześcijaninem od co najmniej 3 lat. Rozumiem ze można naginać prawdę historyczną, ze można pokazać Anne Boleyn jako nubijską lordównę (żartowałem, tego tez nie ogarniam), ale ileż można nawalać w chrześcijan. To zaczyna być zwyczajnie irytujące. Nie wiem jak to się dalej rozwinie, ale póki co, to co zobaczyłem może czyścić buty Wikingom czy Upadkowi królestwa. Mimo wszystko oglądam dalej :)