Lubię wracać do naszego ukochanego serialu. W każdym roku wyrywkowo oglądam odcinki z ważniejszymi wydarzeniami i odświeżam sobie wszystko. Od początków Hurrem, przez pierwszą wyprawę Sulejmana, wyjazd Ibrahima do Pargi, Leon, Sadyka, kolejne konflikty Hurrem z Valide, próba zabójstwa sułtanki, uwolnienie i ślub, zostanie zarządzającą haremem, Firuze, śmierć Ibrahima, porwanie Hurrem, śmierć Hatice i Mihrimah jako kopia matki, śmierć Mustafy, schyłek Hurrem i Sulejmana, zdrada Bajazyda i śmierć sułtana.
Z perspektywy czasu wydaje się, że ten serial był jeszcze doskonalszy. Gra aktorska była po prostu wybitna. Wciąż ciarki pojawiają się przy słownych potyczkach Hurrem z Ibrahimem. To jak Meryem i Okan zagrali swoje postacie jest niepojęte. Halit zresztą jako władczy i często zimny sułtan też sprawdził się perfekcyjnie, zwłaszcza kiedy nic nie mówi, a tylko patrzy. Pelin jako Mihrimah i Ozan jako Rustem to też duża klasa. Pierwsza musiała być kopią matki, więc pośrednio trochę naśladować Meryem a potem Vahide, która grała już zupełnie inną Hurrem. Drugi musiał stworzyć postać, której wszyscy nienawidzą. Komediowe fragmenty Selima jako Sumbula to także arcydzieło. Na ogół mniej mówi się o postaciach Mahidevran, Hatice czy Mustafy, bo one były mniej złożone. Mahi tylko chciała posadzić syna na tronie, Hatice początkowo była mało znacząca, a po śmierci Ibrahima bawiła się w zemsty, które często bawiły wręcz. Mustafa był zawsze prawy i sprawiedliwy, co doprowadziło go do egzekucji.
Słowem, uwielbiam wracać do tych seansów. To wspaniale spędzony czas, a mimo tego, że znam dobrze ten serial, to wciąż pojawiają się ciarki i duże emocje przy oglądaniu.