Niby historia jest na faktach, ale... po około 15 minutach drugiego odcinka przestałem oglądać, z powodu idiotyzmów. Facet "umiera", ale sobie chodzi swobodnie po swojej okolicy, licząc, że z bujnym zarostem nikt go nie rozpozna. Policja pyta żonę "czy mąż miał jakieś problemy, powody do ucieczki, itp.", a przecież koleś był zadłużony, komornicy go nachodzili i chyba nie jest to takie trudne, aby połączyć kropki. Tuż po zaginięciu o sprawie mówiły wszystkie media, przed domem "wdowy" stali dziennikarze, nad okolicą latały śmigłowce, można powiedzieć, no ogólnie - duże zainteresowanie, a właśnie ta "wdowa" sobie idzie jak gdyby nigdy nic do budki telefonicznej i dzwoni do martwego męża. Nikt za nią nie chodził, żaden paparazzi? Albo scena w domu, gdy siedziała cała rodzina (brat "wdowy", dzieci) i policja - a tu nagle do "wdowy" na komórkę dzwoni "martwy mąż", a ona mówi, że to koleżanka z chóru i biegnie na górę rozmawiać... Absurd goni absurd. I wracając do pierwszego zdania - historia jest na faktach, ale jest też dopowiedziane, że niektóre postacie i wydarzenia zostały stworzone na potrzeby filmu. I właśnie wychodzi na to, że te dodatkowe, stworzone na potrzeby filmy rzeczy, to właśnie te absurdy. Inaczej się tego nie da wytłumaczyć.
A myślisz że w realnym świecie jak ktoś umiera to dziennikarze 24h śpią pod drzwiami? To zazwyczaj wyscig do 1 wywiadu
Dokładnie. To tylko pozorna presja, a jak mówi stare porzekadło "Pod latarnią, najciemniej"