Mulder nigdy nie był sztywniakiem, ale teraz jego postać ma chyba za dużo naleciałości z Moody'ego. Scully momentami wydekoltowana niczym w "Upadku". Twórcy cierpią chyba na brak pomysłów na kreację głównych postaci i chcieli wykorzystać doświadczenie Duchownego wyniesione z gry w lżejszym tematycznie serialu, a także seksapil Anderson uwidoczniony w jednej z jej poprzednich ról. A do tego zbyt widoczne (wręcz amatorsko nachalne) lokowanie produktów Forda.

Na kryptoreklamę Forda nie zwróciłem uwagi, natomiast kłuło w oczy najbardziej to że postacie w jedenastym sezonie wyglądały jak plastikowe kopie samych siebie. O ile sezon dziesiąty lubię, bohaterowie zachowują się tak jak w oryginalnym X Files, tak w jedenastym Scully była jak mokry sen Frohike, szalony nerd z piwnicy Mulder stał się połączeniem Johnego Wicka z Rambo - vide sceny z ostatniego odcinka, w których Fox sam pokonuje oddział Marines walcząc wręcz. Sezon 10 trzymał poziom dobrymi odcinkami, zwłaszcza ten o człowieku - jaszczurce był jak wyciągnięty ze starego
dobrego X Files, tak Carter robiąc sezon 11 nie miał pomysłu. Nie wydaje mi się - facet nie miał pomysłu na ten sezon, odcinki raz że wyglądają jak przypadkowy lepik scen, dwa postacie nie prowadzą rozmów tylko pieprzą głupoty. Trzy - żałosne próby parodiowania starych odcinków. Ostatni odcinek to już nawiązanie do Gry o Tron, trup sciele się gęsto i bezsensownie, postacie pierwszoplanowe, znane od 25 lat istnienia serialu giną brutalną śmiercią.

Carter osiągnął cel. Nikt nie będzie domagać się kontynuacji.