Zakładam, że podoba się głównie ludziom, którzy nie czytali zbyt dużo / nie oglądali dobrych filmów, bo samo PT:I jest tak napchane durnymi kliszami że ledwo ukończyłem ją w przerwach między wywracaniem oczu i nudzeniem się na śmierć.
Główny antagonista to "archetyp hitlera", tj. komicznie zły złol z aparycją Benedykta Szesnastego oraz dodanymi losowymi bliznami i czyrakami. Gada tylko o zawładnięciu światem, torturowaniu kobiet i dzieci. To jest jego cala osobowość.
Dużo wybaczam grom, gram od lat, czytam książki i oglądam dużo filmów, także denerwują mnie już wyświechtane klisze które nie zostawiają absolutnie nic dla wyobraźni, niczym nie zaskakują, a miejscami wręcz nudzą. Gonimy McGuffina za McGuffinem (co samo w sobie potrafi być ekscytujące; tu nie jest), ciągle kogoś porywają i trzeba go uratować - aż cud że nie jest to po raz kolejny księżniczka, tylko młodszy brat (chociaż kobietę w opałach też kilka razy trzeba uratować).
No i kaman. Szczurze tornada to jeden z debilniejszych pomysłów jakie widziałem w grach ostatnich lat, tutaj jeszcze podane z powagą godną srogiego zatwardzenia twórców.