I przychylam się do wypowiedzi tej uroczej pani (sądzę po zdjęciu:)). Gra to jakieś nieporozumienie, grając wcześniej w wersje Paradise oraz Takedown, gdy tylko ujrzałem możliwość ściągnięcia dema Burnout Crash! byłem napalony niczym szczerbaty na suchary. Kiedy jednak ujrzałem to coś (grą tego nie nazwę, o nie, nie) ręce mi opadły. Gra nie umywa się do poprzednich części, przecież ten badziew równie dobrze mógłby być grą na przeglądarkę, a nie na konsole nowej generacji i kosztuje "bagatela" 60 zł. Tak przy okazji to ten widok z góry na te skrzyżowania przypomina mi mój dywan, który również składał się z ulic i skrzyżowań, zresztą na którym bawiłem się "rysorakami". Jaka jest różnica? Nie psułem oczu, efekty były o 2 nieba lepsze i zabawa również przedniejsza, ceną był tylko krzyk rodziców, żebym się uciszył.

Przecież to jest minigra przeznaczona do dystrybucji cyfrowej i na smartfophony. Jako odstresowywacz się sprawdza.

cokolwiek to jest jest do dupy:P Zdecydowanie podniósł mi poziom stresu:) Hala Madrid!

Być może jest to gra na smartphone'y, ale nigdzie nie jest to wspomniane, więc jest to zapewne konwersja (amatorska) z konsol. Jeśli tak jest to zdania co do wydania tej gry jak i jej samej nie zmienię. Jedynie dodam, że rzeczywiście, na komórkach i innych małych kieszonkowych rzeczach, dzięki którym możemy pograć w toalecie, czekając na autobus czy na przerwie w szkole jest to rzeczywiście niekiepska minigra, taka na 5 minut, nabić punkty i zagrać innym razem. Ale nawet jeśli jej przeznaczeniem były smartphone'y to po jaką cholerę jest ona wydawana na konsole nowej generacji za 40 zł. Wszyscy odpowiedzą na to retoryczne pytanie, że dla kasy. Otóż, jako konsumenci nie powinniśmy łykać byle badziewia, klaskać uszami i doszukiwać się plusów w poczynaniach programistów. Bo ich ostatnie posunięcia to już przegięcie pałki.

Klaszczę uszami, kiedy czytam Pana opinię:D