Posiada momenty naprawdę świetne. Lądowanie na Peleliu robi po prostu kolosalne wrażenie. Nie tyle wizualnie, tylko same odwzorowanie po prostu powala. Cała masa świetnych momentów: wyskakujący z ukrycia w wysokiej trawie Japończycy w samobójczych atakach prosto na nas, natarcie Shermanów i ich wymiana ognia z japońskimi czołgami, zestrzelony tuż nad naszą głową i rozbijający się nieopodal, B-29. Wszędzie kryjący się snajperzy i mnóstwo zasadzek. Zacięta bitwa o lotnisko i oczyszczanie miotaczem płomieni kolejnych gniazd moździerzy i okopów potrafią utkwić w pamięci na dobre. Kolejnym ogromnym plusem jest Bitwa o Berlin. Zewsząd czuć zniszczenie i zgniliznę. Zdewastowany i płonący Berlin wywiera niesamowite wrażenie swym monumentalizmem. Dopiero dzięki tej grze uzmysłowiłem sobie, jak trudne miał zadanie zwykły, szary piechur Armii Czerwonej w pojedynczym oddziale szturmowym. Wsparcie czołgów bardzo często okazywało się nieskuteczne w gęsto zabudowanym terenie, a ukryte stanowiska karabinów maszynowych mieszczą się dosłownie na każdym kroku. Wręcz czuć na twarzy żar z kolejno wysadzanych w powietrze i płonących budynków. Ale niestety, dziegciu w tym wszystkim jest zdecydowanie zbyt dużo. Co na początek? Zbytnia hollywoodzkość, i ja wiem, że to zawsze była domena tej serii, ale w tej części zwyczajnie przegięli, co chyba najlepiej widać w fabularnym przedstawieniu kampanii radzieckiej. Misja w Stalingradzie kompletnie do mnie nie przemówiła swoją konstrukcją(chociaż - audiowizualnie - samo miasto, w kompletnej ruinie, i wszechobecne patrole niemieckie z towarzyszącymi czołgami, plus bombowce nad naszymi głowami, zwyczajnie zostawiają olbrzymie wrażenie). Ale całościowo nie robi już takiego wrażenia i po prostu zupełnie inaczej wyobrażam sobie front wschodni, tutaj zanadto czuć Wroga u Bram i tym podobne klimaty. Bitwa o Wzgórza Seelow - doskonały materiał na porywający etap zmagań - w tej części kompletnie zaprzepaszczony. Wystarczyło wyciągnąć to co najlepsze w Bitwie na Łuku Kurskim z Call of Duty: UE i tutaj dodać. Gdyż na niektórych odcinkach Armia Czerwona była w podobnym położeniu, co Niemcy wcześniej na wspomnianym Łuku Kurskim. Zamiast tego mamy misję nieciekawą, nudnawą, rozwleczoną i po prostu nieprzekonującą. Wielka szkoda. Misja z czołgiem także wypada blado w porównaniu do poprzednich części. Gdzie tam temu etapowi do Prochorowki z UE, czy śmiałego rajdu Brytyjczyków na pozycje osiemdziesiątek ósemek z drugiej części. Podsumowując: jest to całkiem niezła gra, ale gdzie w tej części ta powalająca i wciągająca zarazem grywalność z UE i 2? Tego mi brakuje w większej połowie tej gry. Fabularnie zupełnie mnie nie przekonuje. Mimo wszystko, muszę jednak pochwalić brutalność tej części, i za to ogromny plus. Aha, na pochwałę zasługuje także udźwiękowienie. Miód na uszy!
Poniekąd muszę się z Tobą zgodzić. W tej części serii akurat Hollywoodu jest bardzo mało (nie mówię że nie ma) w porównaniu z CoD4 MW. Ta część to chyba zakończyła pewien etap w CoD. W następnych częściach szczególnie w Modern Warfare 2 i 3 można aż zniechęcić się do którejś z tych gier przez właśnie "hollywoodzkość" (mi szczególnie przez to nie przypadła do gustu Modern Warfare 2) Mam nadzieję że część po CoD Black ops 2 będzie chociaż podobna do pierwszych części z serii (CoD,CoD UO,CoD FH czy CoD2)
Jak dla mnie Cod World at War jest świetny system walki (szkoda że usunęli walenie kolba broni w wroga)..brutalność 10/10-krew flaki pourywane ręce nogi (takie sentencje mordu widziałem tylko w Brothers in Arms) walka czołgiem wogóle zrypana jazda czołgiem jechał tam gdzie skierowało sie lufe do kitu...na wysokim poziome co chwile można było oberwać i to pokazuje minimum piekła wojny... no i tryb zombie dobry a dodatkowe mapy świetne
Zgadzam się z każdym Twoim zdaniem ;) Jazda czołgiem najlepiej ukazana była w CoD 2 i CoD Finest Hour (według mnie).Podobało mi się to z jakiej perspektywy gramy czyli z wewnątrz pojazdu. A skoro mowa o maszynach wojennych to na uwagę zasługuje misja "Black Cats" która jest jedną z najlepszych w całej grze (może jest tam trochę za dużo akcji w niektórych momentach ale mam do niej wielki sentyment )
No lot Catalina nie zapomniany ale przejść na najtrudniejszym poziomie misje z przejściem tego budynku (chyba kancelaria III Rzeszy nie pamiętam)...wszędzie granaty myslałem że mnie szlag jasny trafi;D
no muszę przyznać że granatów to Niemcy i Żółtki nie oszczędzali...dobrze że nie dostali koktajli bo na weteranie chyba nikt by sobie długo nie pograł ;)
Pluton żołnierzy po samych granatach a do tego doliczyć zgony z "normalnej broni" to były by ze dwa plutony ;) Nie zdarzało mi się aż tak bardzo często ginąć ale moją statystykę popsuła misja w czołgu i ta jedna z ostatnich w japonii i ta w Reichstagu ostatnia w grze chyba tam spadł na mnie grad granatów ;)
już wole oberwać glanem na koncercie w piszczel niż żeby granat oberwał mi nogę czy z mózgu zrobił kisiel
Między glanem a granatem nie ma takiej wielkiej różnicy ;) Jak dostaniesz to masz zagwarantowany ból na najbliższy miesiąc ;)