PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=612872}

Deus Ex: Bunt ludzkości

Deus Ex: Human Revolution
8,1 8 359
ocen
8,1 10 1 8359
Deus Ex: Bunt ludzkości
powrót do forum gry Deus Ex: Bunt ludzkości

Recenzja od fanatyka jedynki

użytkownik usunięty

Ponad 11 lat minęło od premiery pierwszego Deus Ex. Szkoda tracić czasu na wymienianie nagród i wyróżnień, jakie otrzymało dziecko Warrena Spectora, ale trzeba powiedzieć sobie jasno - tytuł ten stał się legendą i punktem odniesienia dla wszystkich innych gier, które ambitnie pragnęły łączyć wiele gatunków i zapewnić graczowi multum możliwości wyboru jak rozwiązać dany problem w danej sytuacji podczas rozgrywki. Deus Ex przede wszystkim stał się tytułem, który oddziaływał na podświadomość gracza poprzez stworzenie obrazu świata przyszłości, którego ciężko odrzucić jako przesadzony czy nieprawdopodobny. Była to namacalna wizja atakująca gracza raz za razem dziesiątkami legend miejskich i znanych teorii spiskowych. Dzięki temu Deus Ex miał nieprawdopodobny klimat, którego do czasu premiery Human Revolution żadna gra nie potrafiła odtworzyć. Co więcej, nie potrafiła zbliżyć się choćby na kilometr! Nie uczynił tego niezły przecież Invisible War. Sequel został przygnieciony poprzez własne dziedzictwo - w erze coraz większej komercjalizacji rozrywki komputerowej i konsol, które jeszcze wtedy były skrajnie ograniczone technologicznie - wyszedł twór całkiem grywalny, lecz okrojony do granic możliwości, z nieporywającą historią, a na dodatek dobiły go dziesiątki drobnych bugów. Czy panowie z Eidos Montreal zatarli swoim tytułem złe wrażenie, jakie pozostawiło Invisible War? Czy udało im się dotrzymać kroku legendzie? Na początku recenzji powiedzieć trzeba jedno - twórcy nie bali się wdrożyć swojej własnej idei i wizji - chwała im za to, bo wykonali to w sposób perfekcyjny, ale jak to wszystko wygląda pod kątem poprzednika?

Na początek zacznijmy od tego co najmniej istotnie dla prawdziwego fana uniwersum DX, czyli oprawy audiowizualnej. Gra śmiga na zmodyfikowanym silniku Crystal Engine, tym samym, który przeniósł pannę Croft do nowej generacji. Gra prezentuj się nieźle, choć odstaje od czołówki o jakieś 2-3 lata, a niektóre elementy są karygodne. Na początek trochę marudzenia - twórcy dochowali niechlubnej tradycji pierwszego DX i twarze oraz ich mimika po raz kolejny są zdecydowanie najgorszym elementem graficznym HR. Co prawda podczas dialogów dosyć nieźle udało się zaprezentować reakcje naszych rozmówców w zależności od tego, jak nasza rozmowa się toczy, ale jeśli chodzi o tekstury twarzy i animację poruszania ustami, gra niemiłosiernie razi w oczy. Kolejny bardzo nieładny element, to niektóre tekstury, które są w skandalicznie niskiej rozdzielczości. Co jednak ważne - nie rozpatrując grafiki w
czynnikach pierwszych, całościowo prezentuje się co najmniej dobrze. Światła, cienie, efekty cząsteczkowe, animacje (więcej o tym powiem przy zaprojektowaniu poziomów) to wszystko jest wykonane solidnie, a co najważniejsze gra hula w maksymalnej rozdzielczości i detalach na takich antykach jak GeForce 8800 czy Radeon 3870 (w towarzystwie dwóch rdzeni po 3ghz i 4gb ramu). Oczywiście po włączeniu efektów DirectX 11 wymagania znacznie wzrastają, ale zmiana nie jest na tyle istotna, by trzeba było lecieć do sklepu po nową grafikę.

W przypadku oprawy audio nie można mieć już nic do zarzucenia. Pamiętamy jaką muzykę stworzył Alex Brandon z kilkoma kolegami w pierwszym Deus Ex. Trudno wyobrazić sobie, by dało się jeszcze lepiej podkreślić cyberpunkową atmosferę jaka nam towarzyszyła. Jak
spisał się w tej kwestii Michael McCann? Fantastycznie, ale... brakuje trochę tej różnorodności z pierwszej części gry. Tamten soundtrack był tak urozmaicony, że można by było nim obdarować dziesiątkę innych tytułów, było i mrocznie, i wesoło (Hong Kong !), i tajemniczo, i spokojnie, niemal kojącą (posiadłość DuClare). Właściwie każdy utwór miał swoją historię, swój klimat, przy odsłuchiwaniu gracz od razu widział lokacje z gry, niemal każdy z motywów od razu wpadał w ucho i nie wypadał przez najbliższe kilka dni. A muzyka w Human Revolution? Owszem, jest świetna, bardzo klimatyczna, podkreśla mrok i czasy, w których przyszło nam się znaleźć, ale tak naprawdę, ciężko po zakończeniu gry przypomnieć sobie, co tam w tle plumkało. Czemu kompozytor nie zrobił więcej kawałków, które nawiązywałyby do oryginalnych? Rozumiem, że robimy nową grę i ambitnie tworzymy własną muzykę, ale czy nie wprawiał w dreszcze przerobiony UNATCO Theme? Można było pójść dalej i szkoda, że nie skorzystano z takiej okazji. Na pocieszenie są audycje radiowe, gdzie nawijanie spikera o światowych konspiracjach przerywają utwory z pierwszego Deus Ex. Po przejściu HR w
głowie zostały mi tylko dwa motywy, ten z ulic Detroit i orientalnie zabarwiony z Szanghaju (Dolan Hengsha. Ale jak powiedziałem sam soundtrack całościowo spełnia świetnie swoją rolę, dobrze podkreśla to, co dzieje się na ekranie i z pewnością jeszcze nie raz go sobie odsłucham do poduszki. Co do reszty dźwięków jest znakomicie. Szczególnie spodobały mi się odgłosy wszelkich wybuchów i strzałów, które są bardzo soczyste. Skradanie się przez pełne wrogich patroli korytarze czy wymiana ognia na głośnikach 5.1 brzmi kapitalnie! Szczerze to już nie pamiętam tak dobrze udźwiękowionej gry.

Czas na fabułę. Nie będę tu się bardzo rozpisywał, żeby nie spoilerować. Kontekst każdy zna, jesteśmy szefem ochrony w siedzibie Sarif Industries - jednej z największych światowych korporacji, która zajmuje się modyfikacjami ludzkiego ciała. Pewnego pięknego wieczoru na Sarif napada grupa trochę mniej pięknych osób, wyposażonych w broń i zabijających na swojej drodze wszystko co się rusza. Nasz dzielny szef ochrony - Adam Jensen (swoją drogą dosyć charyzmatyczny koleś i zdecydowanie dorównał poziomem JC), na polecenie swojego szefa Davida Sarifa oraz własnego serca (w Sarfi pracuje jego dziewczyna, Dr. Megan Reed) rusza, by powstrzymać napastników. Zostaje w wyniku tego nieźle poturbowany. Porównywalnie z Alexem Murphym z pierwszego Robocopa. Obu zresztą spotyka podobny los. Adam budzi się jako nowy człowiek, pełen wszczepów i modyfikacji. Stoi przed nim zadanie odnalezienia sprawców tego ataku i odpowiedzi na wiele pytań, które namnożą się podczas rozgrywki - kto stał za tym atakiem i jaki miał w tym interes? Czy Megan, która od pierwszego dialogu z Adamem jest poddenerwoana swoim pewnym odkryciem, na pewno nie przeżyła ataku? czy ktoś miał jakiś cel w przywróceniu Adama do życia? Jaka była jego prawdziwa przeszłość? Historia jest dosyć zawikłana, ale wypada blado w porównaniu z pierwszym Deus Ex. Rzuca się w oczy, że jest to po prostu jakiś scenariusz napisany w siedzibie w Kanadzie po to, żeby było w co włożyć cała pozostałą część gry. Historia o walce między korporacjami, o tym kto za tą walką stoi, o stracie wiary w swoje odkrycia, wreszcie o problemie modyfikacji genetycznych ludzkiego ciała i wynikających z tego perspektyw dla przyszłego świata. Wszystko to prezentuje się nieźle i znacznie umila rozgrywkę, ale jest to historyjka jakich wiele, bardziej nadawałaby się na jakąś hollywoodzką produkcję filmową czy do kolejnego Splinter Cella niż na scenariusz gry, jaką jest Deus Ex. Brakuje tu tego, co najbardziej gracze pokochali w jedynce - tak wielu nawiązań do rzeczywistości i teorii spiskowych. Nie ma co marzyć o facetach w czerni, czarnych helikopterach, tajemniczych wirusach i chorobach, zwłokach obcych ukrytych w kącie jakiegoś laboratorium. Fabuła pierwszego Deusa nadawałaby się na film dokumentalny dotyczący możliwej wizji roku 2052, a czy świat HR pokazuje możliwy obraz tego, co spotka nasz za te 20 lat? Niezbyt w to wszystko da się uwierzyć. Wrażenie dodatkowo psują postacie, szczególnie czarne charaktery - są zupełnie nijakie. Gracz widział takiego Waltona Simonsa i od razu mroziło mu krew w żyłach. Nie mówiąc o Bob Page'u, Annie czy Guntherze. Namir, Federova, Barrett - wszyscy mają w sobie tyle klasy co stadionowi huligani. Poza tym jest ich za mało, stanowczo zbyt rzadko mamy okazję z nimi porozmawiać, pograć w kotka i myszkę, nie ma okazji by zaszli nam naprawdę za skórę. Na koniec trzeba dodać skandalicznie mało nawiązań do fabuły pierwszego Deus Ex. Dla jednych to może być zaleta dla innych wada, ale uważam, że można było dorzucić trochę więcej niż Bob Page w intrze, parę maili od Maderlaya i dwa wersy kwestii młodego Tracera Tonga. Na początku twórcy obiecali jak Human Revolution ma się pięknie zazębiać z pierwszym Deus Ex, tymczasem owszem... zazębia się idealnie... bo praktycznie między zakończeniem HR a pierwszym DX jest taka ogromna dziura, że może jeszcze powstać 10 części tej gry przed wydarzeniami z pierwszej części.

Od pierwszych screenów i zapowiedzi kanadyjscy twórcy podzielili oczekujących na trzecią część DX na dwa obozy - krytykantów i tych rozentuzjazmowanych. Czemu tak się stało? Wszystko przez autorską wizję świata, która od samego początku nie za bardzo przypominała to wszystko, co pamietaliśmy sprzed ponad dekady. Miasta wyglądające jak te z Blade Runner czy Piątego Elementu, jakieś dziwne latające pojazdy, pasuje to wszystko do szarego swiata 2052 roku identycznego z tym, co widzimy w codziennych wiadomościach, jak pięść do nosa. No ale załóżmy, że taka była epoka, epoka przełomowa pod każdym względem, kolejny renesans w dziejach świata. Jak to wszystko rzutuje na design lokacji i poszczególnych poziomów? Podczas naszych misji odwiedzimy Detroit i Szanghaj, siedzibę telewizji Picus TV w Montrealu, laboratorium w Singapurze i pewien projekt badawczy na Oceanie Arktycznym. Z tym, że do dowolnej eksploracji oddane zostały tylko Detroit i Hengsha - wyspa należąca do Szanghaju. Jak widać niewiele zostało z zamierzeń twórców (choć gdy porównamy do tego co wycięto z pierwszego DX... to ho ho). I znów na pierwszy rzut oka fanów pierwszego Deus Ex zdołuje brak jakichkolwiek odniesień do współczesnego świata. Pamiętamy wszyscy Nowy Jork z jedynki - Wyspa Wolności, Battery Park czy potem Area 51 - można było wziąść Google Earth Pro i grać w myślach w rzucie izometrycznym, a nawet pozostałe lokacje nie będące już tak uderzająco podobnymi, jak Hong Kong czy Paryż, wyglądały tak realnie, że gracz mówił sobie - na pewno pozmieniali tylko nazwy ulic, te mijesca muszą istnieć w rzeczywistości. Jak jest tutaj? Skyline Detroit wygląda w jakimś tam małym procencie podobnie, Montreal z daleka też (nawet bardzo podobnie, ale to tylko bitmapa, którą oglądamy kilka sekund zanim nie znikniemy w siedzibie Picus TV) i to tyle. Reszta to pełna swoboda i autorskie pomysły, które jednak sprawdziły się i to bardzo dobrze. Pod tym względem to wciąż jest stary dobry Deus Ex! Jeśli tylko przebolejemy nużące pomarańczowo-czarne ubarwienie, zobaczymy, że eksploruje się to wszystko tak samo dobrze jak w pierwszym DX. Detroit pełne ciemnych zakamarków, po których kręcą się różne nieprzyjemne typy, mnóstwo studzienek kanalizacyjncyh z wydobywającą się z nich parą, opuszczone zaparkowane samochody, wiele schodów przeciwpożarowych, apartamentów, dachów i oczywiście boisko do koszykówki! Miejscami klimat poraża i w ogóle nie czuć tego wszechobecnego technorenesansu. Tak samo świetnie przedstawiono Szanghaj - pełno budek z orientalnym żarciem, straganów, zaułków, gdzie aż nieswojo się robi, bo w wyobraźni widzimy zaraz jakąś dziką triadę chcącą nasz posiekać niczym rybę na sushi. Szczególnie świetnie prezentuje się jedna z dzielnic, którą niemal całą można obejść po dachach. Esencja tego co kochaliśmy w pierwszym DX! Wnętrza prezentują się równie znakomicie. Wszędzie pełno śmieci, różnych kabli, gratów, otworów wentylacyjnych. Lokacje to zdecydowanie wielki plus tej produkcji. Szkoda tylko słabej interakcji, walający się wszędzie sprzęt wygląda przez to czasem sztucznie, oprócz kranów, spłuczek i skrzynek (automatów do napojów), ciężko napotkać inne przedmioty które można by podnieść czy przestawić (gdzie meblowanie własnego biura i przenoszenie kwiatów się pytam !!!). Ale podsumowując trzeba przyznać, że design poszczególnych lokacji powala, nawet pomimo tego, że nie ma dużej różnorodności w wyglądzie lokacji. Klimat dzięki temu sączy się z monitora litrami i jest czystej krwi "deusexowy". Wciąż mamy to niesamwoite wrażenie zwiedzania miast nocą, kiedy wszyscy porządni obywatele już śpią. Co prawda ulice w HR są pełne, co trochę osłabia to wrażenie, no ale w końcu żadna Szara Śmierć nie zdziesiątkowała jeszcze cywilizacji.

No dobra, ale jak w to wszystko się gra? Zacznijmy od tego wokół czego toczy się akcja gry czyli modyfikacji naszego ciała. Zaczynamy z ostrzami w rękach, regeneracją zdrowia (która swoją drogą jest na tyle powolna, że wcale nie jest za łatwo) oraz podstawowymi umiejętnościami hakerskimi. Zacznijmy od CASIE, czyli Computer-Assisted Social Interaction Enhancer, pozwalający nam na obserwację jaką osobowość prezentuje dany rozmówca oraz oddziaływanie na niego feromonami, by zwiększyć stopień, w jakim przekonaliśmy go do naszych racji. W tym momencie wyłania się kolejny plus Deus Ex, czyli dialogi. Bardzo dobrze napisane, pełne dramatyzmu (ten z Taggartem na Panchei czy z wykrwawiającym się prywatnym detektywem Radfordem) i urozmaicone zabawą z KASIĄ. Momentów do wykorzystania tego auga powinno być jednak znacznie więcej. Pozostałe mody są ściśle związane ze stylem gry jaki preferujemy. W tym momencie trzeba otwarcie sobie powiedzieć, że gra jest świetną strzelanką i jeszcze lepszą skradanką. Jako shooter prezentuje się znakomicie, wrogowie strzelają celnie, zachowują się inteligentnie i każda walka jest sporym wyzwaniem. Można powiedzieć, że wymiana ognia sprowadza się do inteligentnego korzystania z osłon w terenie (których nie brakuje), znanego z Mass Effect czy Alpha Protocol, ale tutaj wykonane to jest z jeszcze większym polotem. Dodatkowo wrogowie bardzo szybko potrafią do nas doskoczyć i wybić nam z głowy siedzenie w jednym miejscu „za winklem”. Ogólnie za poziom trudności twórcom należą się brawa, bo gra jedną z najbardziej wymagających strzelanek ostatnich lat. Tutaj właśnie bardzo przydają się takie umiejętności jak zredukowanie odrzutu przy strzelaniu, redukcja obrażeń czy poprawa celowania, gdy Adam znajduje się w ruchu. Życie ułatwią także wydłużenie czasu, w jakim bohater może poruszać się sprintem czy wreszcie Typhoon – aug, który wystrzliwuje wokół bohatera rakiety
niszczące wszystko co spotka na swojej drodze (idealne sposób na roboty czy bossów). To tyle jeśli chodzi o HR-shooter. Gra prezentuje się olśniewająco jako skradanka. Korzystanie z osłon w terenie, przemykanie z korytarza do korytarza, przez szyby wentylacyjne, zakradanie się do wrogów i ogłuszanie ich (w czym zresztą również pomagają odpowiednie modyfikacje, dzięki którym możemy rozprawić się po cichu z dwójką wrogów równocześnie) – to wszystko wykonane jest w sposób perfekcyjny i nie zepsuje tego wrażenie stałej i wyznaczonej trasy patroli przeciwników. Do tego radar, dzięki któremu rozgrywka staje się bardzo podobna do tej z Metal Gear Solid. Możemy go dodatkowo dzięki modyfikacjom rozszerzyć o takie opcje jak kąt widzenia wrogów i wiele innych. Skradanie staje się jeszcze przyjemniejsze dzięki kolejnej modyfikacji, jaką stanowi Osłona, pozwalająca na kilka (maksymalnie 7 sekund na jedną baterię) stać się niewidzialnym dla wrogów, kamer i robotów. Nie stanowi jednak ona całkowitego ułatwienia rozgrywki, bo czas ucieka bardzo szybko, a batoników i innych elemnetów pozwalających odzyskać utraconą energię jest niewiele w całej grze. Dodatkowo na pewno przydadzą się takie umiejętności jak niszczenie ścian przy pomocy naszej pięści czy bezgłośne bieganie i zekakiwanie z dużych wysokości (kolejny ciekawy i pożyteczny mod to ten, który zezwala na bezpieczne lądowania z każdej dowolnej wysokości). Idealnym przykładem, jaką niesamowitą skradnką jest nowy Deus Ex niech będzie ostatni etap w Szanghaju, gdzie musimy zakraść się do główmego komputera w siedzibie Tau-Yong przez dziesiątki zabezpieczeń. Przedzieranie się przez lasery musi skopać tyłki każdemu fanowi cyberpunku, nie ma innego wyjścia. Kolejny z elementów, do którego przyda się spora grupa modów do wszczepienia to umiejętności związane z hackowaniem róznych zamków elektronicznych, komputerów, terminali i zabezpieczeń. Włamywanie się do takich układów odbywa się na zasadzie minigry polegającym na jak najszybszym odnalezieniu drogi z jednego węzła do drugiego przez układ folderów widocznych w danym systemie. Kiedy zaczynamy wytyczać nasza własną ścieżkę natychmiast włączają się systemy bezpieczeństwa i zaczyna się nerwowe odliczanie, przy którym musimy dotrzeć do odpowiedniej ścieżki w danym systemie. Na pomoc przychodzą nam tu umiejętności osłaniania kolejnych etapów wytyczania naszej własnej trasy w danym systemie czy wirusy, które niemal bezproblemowo pozwalają przełamać każde zabezpieczenie. Są jeszcze Automatic Unlock Devices, które otworzą każdy zabezpieczony zamek w grze. Nieważne czy grać będziemy po cichu czy pójdziemy w ślady Rambo – czekają nas zawsze kłopoty, które ominąć możemy na wiele różnych sposobów. I tutaj wyłania się kolejna zaleta gry, która dorównuje swojemu poprzednikowi pod względem wyboru rozwiązania problemu w danej sytuacji. Zawsze znajdzie się jakieś alternatywne obejście, które pozwoli uniknąć większych problemów. Czy przejście przez szyby wentylacyjne, czy odnalezienie konsoli z zabezpieczeniami danego terenu – czyli dobrze nam znane motywy z pierwszego DX, które tutaj zostały wzorowo przytoczone i zaimplementowane. Dzięki różnorodności możliwych modyfikacji naszego ciała i ich ilości wcale nie brakuje rozwijanych umiejętności z jedynki (tak! da się nawet przeżyć brak wytrychów i multitooli). Kolejne punkty, które przeznaczyć możemy na zaimplementowanie kolejnych wszczepów otrzymujemy poprzez awans na kolejny poziom, a ten jest możliwy dzięki punktom doświadczenia, które dostaje się na wzór poprzednika za
wykonane questy, eksplorację terenu i odnajdywanie alternatywnych dróg dotarcia do celu, a także za neutralizowanie przeciwników – choć tu należy odnieść wrażenie, że gra premuje cichy styl załatwiania spraw. Jeśli chodzi o ilość broni – mamy do czynienia z arsenałem standardowym i trochę uboższym niż ten w pierwszym DX, ale (brawo!!!!!) wróciła amunicja do broni. Są także różne modyfikacje, dzięki którym możemy dopieścić nasze cacka. Amunicji w ciągu całej gry wcale za dużo nie ma (szczególnie do karabinu snajperskiego), co wymusza uważne wykorzystywanie posiadanego sprzętu. Podsumowując, grywalność HR jest potęża i w niczym nie ustępuje pierwszej części. Może brakuje troche otwartych przestrzeni, gdzie swobodnie można by było się poczuć jako snajper ale i tak jest bardzo dobrze. Nieważne czy będziemy w HR grać jak w Call of Duty czy jak w Thief, na pewno poczujemy satysfakcję, bo
poziom trudności jest wyższy niż to, czego można było oczekiwać po kolejnych zapowiedziach i innych tytułach, które w tym czasie powstawały. Na najwyższym poziomie trudności trzeci Deus Ex na pewno nie jest grą dla dzieciaków. Na oddzielną kwestię zasługują bossowie, których udział wydaje się być w tej grze zbędny. O tym jak słabe są czarne charaktery pisałem wcześniej, tutaj dodam, że walka z nimi sprowadza się do odnalezienia jedynej słuszej drogi walki z danym przeciwnkiem i kilkukrotnym powtórzeni danego schematu. Niby efetkowne to, ale gdyby bossów nie było (albo można by było ich po ludzku załatwić jednym headshoten z wyciszonej snajperki) to grze i opowiedzianej w niej historii jakoś szczególnie by to nie zaszkodziło. Przejście całego tytułu zajęło mi 28 godzin. Wydawać by się mogło, że to długo w dzisiejszych czasach gier na jeden wieczór, ale z góry zaznaczam, że grałem bardzo powoli, starając się zwiedzić każdy możliwy kąt, wykonując wszystkie questy, czytając gazety i włamując się do większości komputerów w celu przeczytania korespondencji oraz często po prostu spacerując po mieście i rozkoszując się klimatem. Normalna gra, nie za długa, nie za wolna, skraca ten czas do około 20 godzin. Przez dwa pierwsze miasta-huby wydaje się, że gra będzie się toczyć i toczyć przynajmniej tak długo jak pierwszy Deus Ex. Niestety od Montrealu HR niesamowicie przyspiesza i uporanie się z pozostałymi etapami to kwestia co najwyżej 7 godzin. Zdecydowanie brakuje grze trzeciego miasta-huba - powinien być nim Montreal jak pierwotnie obiecano czy ulice górnej Hengshy. Szkoda, bo wtedy gra pod względem długości dorównałaby swojemu poprzednikowi i znacznie wyróżniałaby się na tle innych współczesnych gier, nawet długich klasycznych crpgów.

Czas podsumować recenzję i odpowiedzieć na pytanie zadane we wstępie. Human Revolution w dużo lepszym stylu zabiera nas w świat Deus Ex, niż robił to Invisible War. Tu nie ma nawet porównania, tytuły dzielą lata świetlne i różnice kilku klas, oczywiście ze wskazaniem na dziecko panów z Montrealu. Niestety jednak nie mogę postawić HR na równi z jedynką - nie powala fabularnie i mógłby być dużo dłuższy (szlag mnie trafi jak wycięte poziomy będą do nas wracać w kolejnych dlc). Ale jest już bardzo blisko, może czwarta część już będzie idealnym Deus Ex? Tymczasem pomijając kwestię udźwignięcia brzemienia swojego poprzednika, HR jest świetną strzelanką i genialną skradanką, bijącą na głowę przygody Sama Fishera. Ma potężną grywalność, a sam tytuł dopięty jest na ostatni guzik od strony technicznej (brak bugów poza możliwością jakiegoś epizodycznego wyrzucenia na pulpit). Jak najbardziej grać, bo tak świetnie nie bawiłem się od lat. Gra to absolutna czołówka gier akcji warta swojej ceny. Ocena wystawiona pochodzi od fanatyka pierwszego Deus Ex. Normalni na umyśle gracze mogą jej śmiało dodać jeden punkt.



8,5/10


+
ogromna grywalność
świetna strzelanka i jeszcze lepsza skradanka
mnóstwo dróg do wyboru
pomysłowe i różnorodne modyfikacje
klimat bliski pierwszej części
niezłe lokacje
niezła muzyka
świetne dialogi...

-
... których mogło być więcej
gra mogła być znacznie dłuższa
fabuła i wszystko co z nią związane nie powalają
mało nawiązań do jedynki
bardzo nierówna oprawa graficzna i mała interakcja z otoczeniem

ocenił(a) grę na 5

Ale się rozpisałeś.

Ja tylko jeszcze raz powtórze ta gra jest przeciętna wręcz słaba.

ocenił(a) grę na 7

Świetna recenzja, gratuluję :)

ocenił(a) grę na 10
markomdm

Dokładnie!

ocenił(a) grę na 10

W pełni się zgadzam!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones