Jako fan studia FS czekałem z niecierpliwością na Elden Ring, ale przed premierą miałem sporo obaw. Największy z nich dotyczył obecności Martina, myślałem że Elden Ring będzie przegadany, że to już nie będą Soulsy, ale realizacja pomysłów Martina, całe szczęście tak nie jest. Prawdę mówiąc w ogóle nie odczuwam obecności pisarza w tej grze, Dialogów prawie w ogóle nie ma, a te co są, są zrobione w stylu serii Souls. Uważam że wkład Martina w grę czy historię był znikły, a sam Martin pełnił tutaj funkcję reklamową.
Dla mnie Elden Ring to taki Skyrim w świecie Soulsów, Pierwszego bossa fabularnego Margit zabiłem po 35h, po 30h zdobyłem dopiero ten dzwoneczek od Renii dzięki któremu przyzywamy duchy które pomagają w walce, nie miałem pojęcia że ona jest w tym kościele na początku gry. Strażnik drzewa na koniu, i smok na pobliskim jeziorze sponiewierali mną więc postanowiłem pójść w zupełnie inna stronę mapy, i to jest właśnie największą zaletą gry, a zarazem wadą. Boss jest aktualnie bardzo trudny ?, idź gdzie indziej, pozbieraj eq, ulepsz postać i dopiero wróć na bossa. Nie trzeba już siedzieć i umierać setki razy jak np w Dark Soulsach gdzie Kalameet, Manus i wiele innych, masakrowali mnie raz za razem. Ale gdy się w końcu pokonało takiego bossa, to euforia jaka z tego wydarzenia płynełą była nie do opisania, ulga jaką się czuję po zabiciu bossa z którym się człowiek meczy wiele godzin i umiera wiele razy, jest czymś czego mi brakuje w Elden Ringu. Niektórzy bossowie są trudni, ale nie aż tak jak ci z poprzednich części Soulsów.
Jak dla mnie Elden Ring to udany projekt, bawiłem się świetnie, gra wciągnęła mnie tak samo jak poprzednie części, ale tym razem większość czasu poświęcałem na eksplorację ciekawych miejsc, a nie stanie w miejscu i umieranie raz za razem.
W tytule tematu napisałem że to "Kulminacja Serii Souls" i właśnie się zastanawiam jaka będzie kolejna gra od Frome Software, bo Elden Ring właśnie trochę tak wygląda jak kwintesencja i zwieńczenie sagi Soulsów, więc nie wiem co będzie dalej.