Cóż, fabuła była nawet przyzwoita do momentu znalezienia ojca. Później ewidentnie coś się popsuło. Już samo spotkanie z Edenem było dziwne, gdy człowiek w kilku zdaniach potrafi przekonać superinteligentny komputer, że jest do niczego i powinien unicestwić siebie i Enklawę to jest coś nie tak. Inna sprawa której nie ogarniam to skąd wziął tego wirusa skoro jedyną osobą mającą z nim kontakt był pułkownik który (według wiki) chciał tego samego co my.


Ale samo zakończenie było już niemal parodią. Przede wszystkim kto wpadł na pomysł by do gry wsadzić tego wielkiego robota? Przez to ostatnia misja jest sto razy łatwiejsza od przeżycia pierwszych kilku dni poza kryptą. Ot, mamy iść do przodu w epickich wybuchach i lagach aż do celu patrząc jak robocik wszystko masakruje. Mogliby go przynajmniej zrzucić z tego mostu aby gracz musiał dalej się przedzierać samodzielnie. Już na miejscu usłyszałem coś, że na pewno mocno się okopali w środku co oznaczało 4 żołnierzy...
Finał finału, pułkownikowi można bez problemu urwać głowę VATSem i zabrać się za drugiego żołnierza, gdy nasza towarzyszka będzie mordować trzeciego. No i teraz rzecz najciekawsza, "wybór moralny" gdzie umieramy my albo NPC którego widziałem łącznie może z 10 minut. Dlaczego miałoby mi na niej zależeć? W tym miejscu właśnie powinien być ojciec albo jakaś inna bliska osoba. I dlaczego muszę podjąć ten wybór, nie mogąc uciec zanim wszystko wybuchnie, albo wejść i zginąć razem. I dlaczego w ogóle ktoś musi ginąć skoro promieniowanie w środku wynosi nie więcej niż 25rad/s a ja mam przy sobie całą masę Anty Radu? Bez sensu to wszystko...