Rzadko kiedy coś piszę na temat ogrywanych, czy oglądanych tytułów, ale Gone Home zasłużyło sobie u mnie na wpis. Gra ma płytką, przewidywalną fabułę, zero gameplayu, grafika wygląda jakby była robiona pod X360, muzyki prawie nie ma i nuda wieje przez całą grę (na szczęście to tylko jakaś godzina).
Symulatory chodzenia powinny oferować coś wyjątkowego, jakąś ciekawą fabułę, mechanikę, czy sposób narracji, czego przykładem są gry takie jak Firewatch, czy Oxenfree. Obie wspomniane produkcje oferowały coś ciekawego - interesującą i wciągającą fabułę, szczypta tajemnicy i dreszczyku (Oxenfree), do tego ciekawe dialogi i dobrze napisane postacie.
W Gone Home nie ma nic. Historia jest nieciekawa, ot wracasz do domu i nie ma siostry, po czym chodzisz po domu i przeglądasz notatki, książki i odsłuchujesz audiologu "zaginionej siostry". Po drugim, czy trzecim audiologu wiadomo już co się stało i mniej więcej można przewidzieć zakończenie. Chociaż jak mam być szczery na koniec spodziewałem się samobójstwa, a tutaj taka niespodzianka, bo siostra uciekła z ukochaną.
Długość tej gry to ok. 1h z małym haczykiem, aczkolwiek gdybym nie przeglądał wszystkich przedmiotów to pewnie napisy końcowe udałoby się zobaczyć po 45 minutach.
Obecnie gra na Xbox Live jest wyceniona na 70zł... Znajdę 70 lepszych powodów, żeby wydać te pieniądze... Na szczęście ja dostałem w ramach Games with Gold.