Jeśli chodzi o misje, fabułę, moim zdaniem nie było pod tym względem gorszej gry tej serii. Moja wysoka ocena, 8/10 jest głównie za SA:MP, który jest w mojej opinii najlepszym multiplayerem.
Tak? Dla mnie GTA V ma mniej sensu fabularnego, nie licząc historii North Yankton i dwóch napadów(pierwszy, ostatni), reszta to wielka papka o niczym.
Że co kuźwa, GTA: SA najgorsza pod względem fabularnym. Widocznie nie rozumiesz fenomenu tej części GTA.
Uważam, że SA to najlepsza część GTA, jaka wyszła do tej pory. Nie grałem tylko w GTA V. Ale fabuła, poza początkową i końcową akcją w Los Santos, rzeczywiście jest przekombinowana, rozwleczona i jakaś taka nijaka. Sam początek gry aż do strzelaniny pod autostradą i powrót do LS są już zajebiste.
Nie wnikam czemu sądzisz że ma najgorszą fabułę ale zgodzę się z tobą że SA:MP rządzi do dziś w to gram :)
Fabuła, a przynajmniej postacie były dużo lepsze niż nawet w takim GTA V. Z najnowszej części, którą przeszedłem nie dalej niż pół roku temu, pamiętam zaledwie kilka postaci, a z GTA: SA pamiętam Sweeta, Rydera, Big Smoke'a, Trutha, OG Lock'a, Kendl, Wooziego (jedna z najlepszych postaci), Catalinę, Cesara Tempenny'ego i jego towarzyszy i całą resztę. W każdym razie większość.
Tymczasem z GTA V już nawet nie kojarzę tych z FIB, ba, nawet z rodziną Michaela mam problem...
Dokładnie, jest najgorsza pod względem fabularnym. Vice City bije toto na głowę, pod względem klimatu, postaci i fabuły.
Mi się zawsze najbardziej podobała. Fakt, że nie znoszę hiphopu, murzynów i tych klimatów, a gra ze wszyskich części najbardziej mnie wkręciła uznaję za dowód na jej zajebistość :)
Wg mnie misje mocno przystopowały od pewnego momemtu, wózek widłowy, skradanie się w domu tego gościa to świetne misje, ale jakoś potem coraz słabsze (wg mnie).
Wózek widłowy - chodzi ci o to, kiedy z Ryderem podpieprzało się od wojska skrzynki?
Skradanie się w domu kolesia - to chodzi o tą skradankową misję w domu Madd Dogga?
Uhh, wymieniłeś te które mi napsuły krwi jak cholera :P Dla mnie gra rozkręcała się po opuszczeniu Los Santos, tj. po dotarciu do San Fierro głównie. A już misje z napadem na kasyno w Las Venturas były miodzio! Generalnie misje same w sobie były w tej części miejscami przegięte (do dziś pamiętam torturę zwiazaną z dostępem do finału, gdzie trzeba było najpierw przejąć coś około 30% terytorium miasta, co równało się dobrym kilku kwadransom nudnych walk ulicznych) ale fabularnie uważam tą część za mistrzostwo, jeśli chodzi o całokształt historii.
To drugie, chodziło o misję od Rydera, obrabowanie jakiegoś pułkownika. Napad na kasyno wiadomo, genialna misja, ale nie czułem tej gangsterki w tej części, były rewelacyje misje, były te raczej przeciętne, w Vice City wykonywałem każdą misję z uśmiechem na mordzie.
Ahh, ok, już czaję, to ta misja gdzie trzeba było uważać na wskaźnik głośności kroków... Kolejna, która doprowadzała mnie do szału :D
Vice CIty ze wstydem przyznaję że do dziś nie ukończyłem, utknąłem na misji w której jechało się na złomowisko, gdzie czekało na nas multum wrogów... :/ Ale skończyłem Vice City Stories więc uznaję się za odkupionego :P
Uuu, złomowisko to jeszcze wcześnie i nie taka trudna misja, najlepsze misje przed tobą xD. VCS i LCS też ogrywałem na emulatorze.