PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=605884}

Harry Potter i więzień Azkabanu

Harry Potter and the Prisoner of Azkaban
7,2 5 386
ocen
7,2 10 1 5386
Harry Potter i więzień Azkabanu
powrót do forum gry Harry Potter i więzień Azkabanu

Grając w tę grę już jako dziecko miałem wobec niej wyjątkowo mieszane uczucia, gdy porównywałem ją sobie do jej poprzedniczek. Czegoś mi w niej brakowało i teraz po latach już wiem czego: traktowania gracza jak osobę dorosłą, w znaczeniu szukającą wyzwania. W „Więźniu Azkabanu” wszyściusieńko było podane na tacy.

Boli mnie to zwłaszcza w kwestii, którą najbardziej uwielbiałem w pierwszych grach o Harrym: karty czarodziejów. Przecież to była istna duma, gdy się jakąś rzadką kartę odnalazło w poprzedniej części. A tutaj? Tutaj już tego nie ma.


Przeanalizujmy, w jakim smutnym defekcie wyewoluowała gra.
Zarówno „Kamieniu filozoficznym”, jak również w „Komnacie tajemnic” karty były niezwykle dobrze ukryte, a często ominięcie danej karty sprawiało, że już nigdy się ją-przynajmniej na tym zapisie-nie zdobędzie, bo też na ten obszar gry się już nie wróci. Tyczyło się to wszystkich kart w „Kamieniu filozoficznym”, bo tam nie było otwartości świata: poziomy były ustalane odgórnie, i choć pewne lokacje odwiedzało się kilkakrotnie, to jednak za każdym razem różniły się pewnymi szczególikami. Czasem jakieś drzwi po drodze były otwarte, które na wcześniejszym, bliźniaczym levelu były zamknięte, pojawiało się jakieś lustro itp. Słowem wprowadzono genialny w swej prostocie klimat magii, jakoby Hogwart żył własnym, metamorficznym życiem. Wracając jednak do myśli przewodniej, raz ominiętą kartę już się nie odnajdywało nigdy, bo też nie dało się wracać na wcześniejsze etapy gry.

Niejako zmieniono to w „Komnacie tajemnic”. Tutaj dla odmiany mieliśmy częściowo otwarty świat, po którym swobodnie mogliśmy się przemieszczać, a dopiero z części „otwarto światowej”, w miarę postępu fabularnego gry, otwierały się jednorazowo wejścia na poziomy „niepowtarzalne”. Sytuacja wyglądała więc częściowo tak samo, jak w pierwszej grze. Ominiesz kartę, możesz się z jej zdobyciem pożegnać. Zauważalne jest jednak, że tym razem nie było to aż tak ostateczne. Tak się bowiem złożyło, że tym razem można ile wlezie, ile dusza zapragnie, powtarzać sobie plansze, będące lekcjami-torami przeszkód, nazwane po prostu wyzwaniami danego zaklęcia. Gdy więc coś przegapimy akurat na wyzwaniu, świat się jeszcze nie walił: zawsze mogliśmy tą lokację odwiedzić ponownie. Poza tym, „czyście otwarta” część świata również była najeżona misternie poukrywanymi sekretami, tajemnicami i kartami. Wydaje się więc, że tylko na samych poziomach niepowtarzalnych trzeba uważać, mieć oczy i uszy otwarte. Prawda, lecz… twórcy dali nam deskę ratunkową. Po całym Hogwarcie byli porozrzucani uczniowie handlujący przedmiotami w zamian za fasolki, a część z tych handlarzy sprzedawała nie co innego, ale właśnie karty czarodziejów. Tyle tylko, że pojawiały się w ich ofercie tylko wtedy, gdy ominęliśmy coś na poziomie niepowtarzalnym. Proste i satysfakcjonujące.

Co zaś mamy w „Więźniu Azkabanu”?

Schemat świata gry wygląda prawie tak samo, jak w poprzedniej części: częściowo otwarty świat, mogące być powtarzane w nieskończoność zadania zaklęć, obszary niepowtarzalne (tu już odwiedzane nie bezpośrednio przez jednorazowo otwarte drzwi, lecz niejako poprzez fabularną teleportację). Tyle tylko, że zaczęto nas traktować… jak jakieś małe dzieci, co to zaczną płakać i ryczeć, że przegapiły jakąś kartę, tudzież sekretną komnatę. Policzyłem dokładnie. Na 80 kart kolekcjonerskich 30 zdobywa się ZWYKŁYM KUPNEM! I nie mam tu namyśli zabezpieczenia „Kupujesz, bo przegapiłeś”. To są karty, które można zdobyć tylko kupnem. A co z resztą? Cóż, poziomy „niepowtarzalne” są śmiesznie króciuteńkie, a na każdym z nich jest ukryta zaledwie jedna karta, i to w taki sposób, że tylko debil nie dałby radę jej znaleźć. Jakoś tak dziwnym trafem całe zatrzęsienie kart jest zlokalizowana w tych obszarach, które możemy powtarzać do woli, a i tak większość z nich to nie jest szukanie wymyślnie ukrytych sekretów, tylko nagrody za jakieś dziecinne minigierki. JEDYNE levele, które są nieco lepiej skonstruowane od względem jakości ukrycia kart, to zadania zaklęć: czyli te, które można powtarzać w nieskończoność. Hmmm… cóż za dziwny zbieg okoliczności.

A nawet jeżeli karty takie są ociupinkę lepiej ukryte w zadaniach zaklęć, to jak na taką grę jest to żadne komplement. Nawet tu karty i ukryte komnaty są ukryte na poziomie niedorozwoju. Oto przykład, który na zawsze wrył mi się w czaszkę:
http://i.imgur.com/Cfwvifd.png
Twórcy gry zabili poziom trudności gry, którą stworzono z myślą o małych dzieciach, co to się popłaczą. „Buuuuuuuhuhuhu! Psiegapiłem kartę i juź nie biede miał pelno kolekcje!”. Że o jakości kart samych w sobie nie wspominając. We wcześniejszych dwóch grach było to niesamowite i fantastycznie wciągające kompendium wiedzy o uniwersum Harry’ego Pottera. Tutaj zaś, zamiast zniewalająco wciągających historii, mamy np. kartę z Babą-Jagą, Drakulą… CO TO MA BYĆ?!


Rozpisałem się o tych kartach, no nie? Przy okazji, gra w większości olewa fabułę filmu/książki: nie ma ani Hogsmeade, ANI NAWET włamania się Blacka do szkoły! Grę da się też przejść w jeden wieczór. W dzieciństwie dosłownie włos mi stanął dęba, gdy po 2, może 3 godzinach od instalacji, usłyszałem ścięcie Hardodzioba-i bynajmniej moja reakcja nie była wywołana smutkiem o los hipogryfa...

ocenił(a) grę na 5
Ketosz

W dzieciństwie grałem tylko w 1 i 2, w trójkę nigdy nie miałem przyjemności zagrać, dziś ściągnąłem, siadłem i przeszedłem, jakieś 3,5 godziny. Zgadzam się z całą twoją wypowiedzią, poziom trudności zdecydowanie niższy, fabuła gorzej podana (jest jakiś Lupin, który atakuje Blacka, jakiś ziomeczek zamieniony w szczura ucieka i są dementorzy - tyle wyciągnąłem z fabuły), zbieranie kart nie bawi, dodam, że przeciwników jest tylko 3-4, Hogwart jest mały i zbyt uproszczony, tereny zielone prawie nie istnieją, a to co najlepsze czyli sekrety są zawsze na widoku, brak Bossa.
Ale moim zdaniem najgorsza zbrodnia to brak klimatu. Azkaban i dementorzy (!), zupełnie niewykorzystany potencjał. Brak tej tajemniczości, zagrożenia (również przez poziom trudności), wszystko jest kolorowe, a nauczyciele mówią prawie to samo, muzyka też weselsza...
Dlaczego aż 5? Bo grało mi się zaskakująco przyjemnie, ani trochę się nie nudziłem, 3,5 godziny nie wiem kiedy zleciało. Ślizgawki, sterowanie królikiem, smokiem, hipogryfem i komnaty z fasolkami to świetne urozmaicenie, dodatkowo zmiany postaci - naprawdę dobra dynamiczna rozgrywka. Poprzedniczki były ciężkie, przerażające, rozbudowane i potrafiły zniechęcić 8 latka (ale wytrwałem :) ), ale za to z klimatem i ładnie opowiedzianą historią.

ocenił(a) grę na 9
Ketosz

Mam dokładnie takie samo zdanie. Teraz po latach grałam sobie w 1-3. Każda w jeden wieczór. Zawsze wydawało mi się, że 3 część jest najlepsza, ale po odświeżeniu uważam, że jednak 2. Najdłuższa i najciekawsza. W 3 mnie denerwuje, że ciągle wszystko jest mówione co jak zrobić. Dodam jeszcze, że księga zapisu gry w 1 i 2 jest wiadoma. Jak Harry padnie to start od księgi. W 3 nie wiem po co jest. Skoro grając Ronem na ćwiczeniu u Lupina spadłam i gra została wznowiona w dziwnym miejscu gdzie nie było księgi i np. kufer już był otwarty bo zebrałam to przed upadkiem w przepaść. Niby pomysł na chodzenie całym trio był fajny o tyle denerwuje mnie jak idę jedną osobą to reszta plącze się pod nogami i ciągle trzeba ich popychać bo stoją jak kołki. Strasznie krótka. Do przejścia w 3-4 godziny z zebraniem wszystkiego.

Ketosz

Ja bym jeszcze dodał fatalny poziom bonusowy za znalezienie wszystkich kart. W dwóje to było coś a tutaj to szkoda gadać...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones