Już wersja demo tej gry zrobiła na mnie lata temu ogromne wrażenie. Jednak dopiero po wielu latach, kiedy zagrałem w pełną wersję, mogę napisać, że to najlepsza gra na licencji „Star Wars”, w jaką miałem przyjemność grać. Znacznie poprawiono walki na miecze świetlne, dodatkowo umożliwiono wybór techniki walki oraz wybór oręża. Szczęka mi opadła, gdy walcząc podwójnym mieczem - jakim władał Darth Maul w „Mrocznym Widmie” - podczas walki przeciwnik uszkodził mój miecz i nagle musiałem przyzwyczaić się do walki jednym „ostrzem”. Także wybór mocy jest prostszy, nie mamy jej wiele do wyboru, ale podoba mi się powrót do pomysłu z oryginalnej części „Jedi Knight”, gdzie zależnie od „inwestycji” w ciemną lub jasną stronę mocy, możemy skończyć jako mroczna postać albo pozytwna. Wrócono do pomysłu mniejszej liniowości fabuły i znowu mamy do wyboru dwie ścieżki. Niestety nie zapisałem gry i wybierając ściężkę dobra, zaprzepaściłem zobaczenie zakończenia alternatywnego. Ale od czego mamy YouTube... Okazało się, że wybierając ciemną stronę mocy, nasze zadanie zostaje utrudnione. Nie tylko zmuszeni jesteśmy walczyć przeciwko kompanom, którzy normalnie by nam pomogli, ale jednocześnie walczyć z naturalnymi wrogami. Z dwoma danymi nam wyborami, wiążą się dwa rodzaje filmików, które oglądamy – nawet muzyka przy końcowych napisach jest inna. Jak dla mnie jest to wspaniały pomysł.
Technicznie na pierwszy rzut oka wszystko wygląda jak w poprzedniej części, ale kiedy się przypatrzymy, z silnika graficznego „Quake III: Arena” wyciśnięto chyba wszystko, jeszcze więcej niż poprzednio. Grafika zachwyca, ogrom świata „Star Wars” także. Po raz kolejny mamy szansę zwiedzać planety znane nam z filmów, rozmawiać z postaciami z filmowej sagi – dla fana „Star Wars” to rzecz niesamowita. Dodajmy do tego możliwość tworzenia postaci od podstaw i mamy gotowy hit. Jeśli miałbym podsumować wrażenia, napisałbym, że „Star Wars: Jedi Knight – Jedi Academy” ma wszystko, co miały jej poprzedniczki i jeszcze więcej. To powinno starczyć za rekomendację.