Pamiętam jak za dzieciaka grałem i przeszedłem całą, prócz dodatku Bloodmoon bo na Solstheim ciągle mi wywalał jakiś błąd.
Wtedy ta gra to było WOW, tak graficzne jak i pod względem grywalności. Już wtedy była niezmiernie trudna ze względu na swoją odmienność od innych RPGów. Często staram się do niej wrócić, ale odpadam po kilku godzinach.
Dzisiaj gra jest niestety niegrywalna ze względu na olbrzymią ilość archaizmów.

Świat jest niezmiernie pusty i składa się głównie z wąskich wąwozów. Do tego wszędzie panuje wszechobecna mgła.
Za dzieciaka świat wydawał mi się ogromny, dzisiaj wiem że cała ta mgła i "wąwozowa" budowa ma ukryć fakt że Vvanderfell jest bardzo malutkie i z początkowej lokacji Seyda Nen mamy rzut beretem do Vivek. Wspomniana mgła i liczne wysokie wąwozy sprytnie to maskują.

Wyspa nie zachęcą do eksploatacji, bo jest pusta i uboga w szczegóły. Raptem kilka drzewek i z dwa krzaczki. Do tego tekstury terenu są w taki słabej rozdzielczości że wyglądają jak surowe modele z jakiegoś blendera.

Miasta i wioski są "sztywne". Postacie albo stoją w miejscu, albo chodzą bez celu w tą i w tamtą.

Z innych ciekawostek: w podstawowej wersji gry dziennik głównego bohatera, prowadzony był jak prawdziwy zeszyt. Postać zapisywała stronę za stroną. Jeżeli wpis w jakiejś sprawie dokonano dnia pierwszego na stronie numer 1, a następnie jego aktualizacja miała miejsce kilkadziesiąt dni później na stronie numer 63 trzeba było wertować strony jak w prawdziwym zeszycie. Dopiero któryś dodatek ( chyba tribunal) wprowadzał jako taki podgląd aktualnych zadań i podział na konkretne tematy.

Ta gra jak żadna inna wymaga poważnego rebootu. W sumie wolałbym taki reboot niż kolejną część tej serii.