...do tego stopnia, że kiedy panna Croft po raz setny z agonalnym jękiem cierpienia upada na ziemię
po skoku z półtorej metra i się obija i jakby specjalnie wali łbem w błoto, żeby się jeszcze bardziej
uwalić i więcej z bólu sobie pojęczeć, człowiek po prostu się śmieje. Gra dobra, ale ten motyw
zamiast "surowego" i "ciężkiego", jak to widzieli twórcy, jest najzwyczajniej w świecie komiczny już po
pół godzinie grania.
To znaczy, hm... że niby pozbiera się w pół minuty, samodzielnie nastawi sobie otwarte złamania, poskleja połamaną czaszkę superglutem, wyjdzie bez najdrobniejszego zakażenia i jeszcze wesoło parkurem z powrotem na balkon? Bo nie rozumiem waszego argumentu.