Po lekturze zastanawiałam się, co ja w ogóle przeczytałam? Wartościową pozycję o problemach członków rodziny, którzy mierzą się dopustem nieszczęść, w tym niepełnosprawnością jednej z głównych bohaterek czy Harlequina pod hasłem "nawet jak jest beznadziejnie, to i tak świat jest piękny". W filmie też to jest, ale zrobione z jakimś wyczuciem. Na szczęście nie ma też infantylizacji Anastazji, która w powieści przekroczyła wszelkie możliwe granice.
No i w książce nie ma Kingi Preiss, która wlała w ten film energię, serce i podniosła jego wartość co najmniej o gwiazdkę lub nawet dwie.