Parę słów na temat odbioru... Trudno jest mi jednoznacznie ocenić ten film pozytywnie. Otóż po wydawałoby się mało istotnym wstępie - a który zyskuje na wadze po czasie - rozpoczyna się podróż ku Nieuniknonemu, ukazana widzowi jako bardzo luźno zszyta kompozycja wątków, sytuacji, obrazów, które łączy osoba bohatera. I już tu mógłbym pisać jak to się ma do wstępu, jak reaguje i co się zmienia w bohaterze, jakie inne ważkie kwestie zostają poruszone, jednak wspomnę o tym dalej, gdyż to jedynie nijakie tło dla Słów i Gry Zapasiewicza. Na ekranie obserwowałem całkowite rozmazanie treści i formy scenariusza przez Aktora-Protagonistę. Co z tego, że akcja dzieje się w wielu interesujących wizualnie miejscach? Oprócz wstępu same wąskie plany i krótkie obrazki - jest za to Aktora twarz i sylwetka i jego Kwestia. Pojawiają się postaci drugiego planu i niezależnie od zażyłości z bohaterem są chyba tylko po to, by łaskawie pełnić funkcję dyktafonu dla Słów Aktora ironicznych, z czasem gorzkich, aż po te najgłębsze z możliwych. Jakaś scena rozpoczyna wątek o wadze i sile na osobną fabułę, czy chociażby problem niełatwy do wyplatania się (pieniądze na leczenie, niepoukładane stosunki z b. żoną, niespełnione marzenia, kwestie ideowo-polityczne w pracy, pobyt w klasztorze, "usługi farmaceutyczne", a wręcz i eutanazyjne...), nic to, nasz (anty)Bohater rozprawia się ze wszystkim strzelając celnymi ripostami i dając odpór godnym obliczem, dzięki temu, wszystko co mogłoby skomplikować i opóźnić Plan na Cierpienie zostaje unieważnione. Tylko po co było marnować na te pozamiatane wątki czasu, taśmy, tragicznych lub odbębionych ról(prócz Protagonisty!) i percepcji widza.
Podsumowując siła filmu tkwi w trzech punktach: kwestiach głównego bohatera i niezwykłym zespoleniu kunsztownej gry Zapasiewicza z charakterem postaci; odpowiedzi na pytanie z początku filmu jak koniokrad godzi się ze spokojem na karę najwyższą(czego chyba wielu nie widzi albo nie chce widzieć, bo oczywiście idzie tu o nawrócenie); i co łączy się z ww.: czyli samym temacie odchodzenia, jak się zmienia perspektywa, co się wartościuje itd.(tzw. Wielkie Pytania, niestety, ale w filmie szorstko zarysowane, no i u Zanussiego chyba zawsze występuje dość wąska dwubiegunowość problemowa).
Istnieją filmy, w których dosłownie na kilku planach, a nawet i w jednym pomieszczeniu te same i podobne tematy są "kręcone" ze znacznie lepszym skutkiem. Tutaj mamy fabułę na spektakl i oczywiście da się robić z tego spójne kino nacechowane filozoficznie, co wcześniej sam Zanussi już pokazał. Nie potrafię zrozumieć po co są w tym filmie wykorzystane te wszystkie zabiegi, które stosuje się w wielowątkowych fabułach, a tutaj zmarnowane.
Może ktoś zna odpowiedź?