coraz więcej reżyserów japońskich zdaje się dotykać plaga efekciarstwa, dotknięty tą chorobą twórca myśli, że wystarczy ustawić kamerę pod dziwnym kątem, wciąż filmować przez filtry i film sam się zrobi; niestety nie każdy jest Takashim Miike
Nakashima swój film przestylizował i niestety poza Miki Nakatani nie bardzo jest tu co oglądać - ponad dwie godziny japońskiego bollywoodu
mały plusik za ostatnią scenę, w której po raz jedyny piosenka nie przeszkadza akcji, a wręcz ją ubarwia