Film ma nieprawdopodobne, mało naturalne reakcje i dialogi, ja rozumiem że ludzie czasem zupełnie absurdalnie reagują na śmierć bliskiego człowieka(ja też miałem z tym do czynienia w mojej rodzinie) i wiem, że jest mnóstwo prowokacji i psychicznych tortur podczas takiej sytuacji, ale to co tu było to przesada, nawet jak na środowisko artystów. Ludzie sie tak po prostu nie zachowują, a nawet jeśli to nie organizują takich teatrzyków na oczach rodziny. W filmie brakowało intymności, subtelności, wyciszenia. Mnóstwo niepotrzebnych wulgaryzmów, które obniżały intelektualną wartość tego filmu.
Poza tym dubbing głównej aktorki zabił ten biedny film.
4/10 za ambicje i aktorstwo.
dialogi naturalne, język z jakim mamy do czynienia na codzień przez co film jest bardziej realną opowieścią, a
nie amerykańską papką. Ludzie tak się po prostu zachowują.
Niestety, życie to nie ciastko z bitą śmietaną.
Szumowska pokazuje od podszewki relacje rodzinne, splecione gęsto uczucia, to nie film familijny dla pensjonarek.
Trzeba koniecznie obrazić człowieka o innym zdaniu, co? Bardzo dojrzałe.
Mnie też ten film nie przekonał.
Wydumany, przereklamowany.
Stwierdziłem fakt: to nie jest film dla pensjonarek. A co, jest?
I dlaczego pensjonarki maja się z tego powodu obrażać?
Zgadzam się w 100%. Z trudem wytrwałem do końca. Dawno nie widziałem tak pseudointelektualnego filmu. Tak na marginesie film wydał mi się bardzo bardzo marną kopią "Inwazji barbarzyńców".
W takim razie czego?? Moje subiektywnych odczuć? Czy może braku wrażliwości estetycznej, wiedzy filmowej.....? Podczas oglądania filmu czułem ogromny niesmak.. Jeśli tak prezentuje się dzisiaj współczesna polska inteligencja w kręgach artystycznych to współczuje bardzo... Film mnie w żadnym stopniu nie przekonał, a jednym rzeczą in plus była rola Pani Małgorzaty Hijewskiej-Krzystofik.
"W takim razie czego?? Moje subiektywnych odczuć? Czy może braku wrażliwości estetycznej, wiedzy filmowej.....?"
Coś w ten deseń. Nie chodzi o Twój niesmak/współczucie wobec konieczności oglądania nieprzyjemnego obrazu polskiej inteligencji. Bo był film nie o inteligencji w ogóle, ale o pewnym przypadku, historia rodziny i skomplikowanych więzi, które ją łączyły. Nie optymistyczna historyjka, jak to wszyscy wspierają się z poświęceniem i altruizmem, ale "coś" bliżej prawdy, niekoniecznie Twojej, ale mojej już tak.
Dla mnie akurat polskim filmem o "pewnym przypadku, historii rodziny i skomplikowanych więziach, nieoptymistyczną historyjką, która znacznie bliżej dotyka prawdy" jest choćby Plac Zbawiciela i to właśnie ten film jest postrzegany prze mnie jako wyznacznik min. wrażliwości. W mojej opinii film emanuje sztucznością, w związku z czym każda z owych tytułowych 33-ech scen nie przekonała mnie w żadnym aspekcie. No cóż, to moje zdanie.
Pozdrawiam
Plac Zbawiciela to tytuł przed obejrzeniem którego powinna być etykieta jak
na furtce uwaga groźny pies, tak tutaj uważaj może tobie wykręcić tak
soczyście mózgownicę że nawet organy na fasolę jaś się nie będą nadawały a
do tego podczas oglądania możesz się nieźle zanudzić, zupełnie jak podczas
33 scen, poza cyckami możesz wyjść do sklepu, natomiast "inwazja
barbarzyńców" dla mnie bomba.
W polskim kinie ostatnio było już tyle intymności, subtelności, wyciszenia(Tylko mnie kochaj,Nie kłam kochanie,Dlaczego nie...)że taki film był zdecydowanie potrzebny.
Bardzo dobry 8/10
Nie wiem do czego miałby ten film być szczególnie potrzebny. Chyba tylko do szokowania i zdobycia z tego tytułu kilku nagród. Przecież ten film to jedna wielka histeria przemieszana z głupawką. Nie widzę tutaj tego osławionego autentyzmu, tak się ludzie nie zachowują (pomijając np. alkoholizm). Nierealny i wulgarny film, na siłę i w sztuczny sposób przełamujący pewne tabu w polskim kinie. Prosty szok i zero wyczucia. Ma jednak swoje zalety, np. zdjęcia i aktorstwo. "33 sceny z życia" to nie "Inwazja barbarzyńców", niestety. 5/10
Epatowanie prowokacją w takim natężeniu jest nie do wytrzymania. Nie
dlatego, że film pokazuje rzekomą prawdę o życiu, który jest jednym wielkim
syfem - ale dlatego, że oglądając go ma się wrażenie, że wszystko jest tu
na siłę. W celu wiadomym. Prowokacja i bezkompromisowość - można tym
operować żeby przyciągnąć widza do kin, ale umiejętnie.. Parafrazując
przysłowie: Zobaczyć 33 sceny z życia i umrzeć. Bynajmniej nie z zachwytu.
Poczucie bezsensu jest jedynym który towarzyszy człowiekowi po seansie. Nie
tylko u osób bezrefleksyjnych. Ale możliwe, ze taki był zamiar - jeśli tak,
to się udało.
"Życie jest jednym, wielkim syfem..."
Ciekawe, że ja takiej konkluzji z filmu nie wyniosłem.
"Poczucie bezsensu jest jedynym który towarzyszy człowiekowi po seansie."
Zależy, jakiemu człowiekowi. Może Tobie, bo mi nie.
fajna, naturalna scena kolacji w domku pod miastem, wręcz w konwencji dokumentu. reszta filmu to sieka.
Nawet ludzie o banalnym guście są w stanie przeżywać film o walce między zmutowanymi ośmiornicami, sami niekoniecznie się nimi czując. Prawdopodobieństwo postaci i dialogów nie ma wcale aż takiego znaczenia w filmie, który z natury rzeczy operuje skrótami i obrazami. Moim zdaniem idalnym porównaniem dla "33 scen" jest "Rewers". To że 33 sceny to jedna wielka pomyłka, a Rewers perełka polskiej kinematografii wynika ze scenariusza i z puenty. Jaką prawdę o życiu mówi Szumowska? że śmierć jest biologicznie brzydka? że w rodzinie może być brzydko (ale czy w każdej jeśli pojawi się problem jak w Placu Zbawiciela? czy tylko tej jednej i jeśli tak, co z tego)? że ludzie bywają tacy sobie (ci konkretnie i właściwie czemu?)?. No bardzo przepraszam, ale to są właśnie banały dla spragnionych wrażeń pensjonarek.
Nie sądzę, żeby "33..." były pomyłką. Mi ten film zdał się bliski trudnej prawdy o relacjach rodzinnych i nie/dojrzałosci, z którą idziemy przez życie.
Dla mnie również ten film nie jest najbardziej udany. Wstrząsnął mną do głębi ze względu na wulgarność. Może w polskiej kulturze śmierć i cierpienie jest przedstawiane w zupełnie inny sposób, ale tak dzieje się na całym świecie. Zachowania dotyczące przemijania zostały przerysowane, to niemalże karykatura duchowości, więzi międzyludzkich, człowieczeństwa. Dla mnie to było niepotrzebne wywoływanie dyskusji, próba podjęcia się problemu w wyszukany i prowokatorski sposób. Dla mnie film poza wszelką dyskusją: scenariusz, gra aktorska, ten nieszczęsny dubbing składają się na jedną wielką farsę niewartą jakiejkolwiek nagrody.