Ocena w połowie skali, ponieważ film był dobry do połowy. A dokładnie do momentu śmierci matki. Tu urywa się prawdopodobna relacja z życia i procesu umierania - łącznie z tym jak wpływa on na funkcjonowanie całej rodziny - a zaczynają niepotrzebne komplikacje małżeńskie głównej protagonistki. Nie to, że sprawy nie mogłyby się potoczyć tak, jak ukazała je pani Szumowska, lecz zatraca się tu gdzieś po drodze "szczerość" całości. I o ile nie mogę podtrzymać zarzutu stawianego tu przez wiele osób (pretensjonalność filmu i języka w nim użytego) - co do pierwszej połowy, to w drugiej niestety potwierdza się on i robi się kiepsko. Małomówny kochanek-artysta, alkoholowa choroba ojca i jego śmierć, borykanie się z tym wszystkim córki - trochę tego szczęścia za dużo na raz. Natomiast I część, i mówię to jako osoba, która była świadkiem takich sytuacji, znacznie lepsza. I na koniec - rola matki. Zdecydowanie niedoceniana.