Jak nie komedia romantyczna to musi być coś takiego. Umieranie na raka przez 2/3 filmu, trochę przekleństw, trochę nic nie wnoszącej golizny, chlanie, ruchanie, biadolenie, koniec.
Kijem i przez szmatę tego drugi raz nie dotknę.
Jasne. Tak to można. U Szekspira też biadolenie Hamleta, u Antonioniego nudne przechadzki po parku, u Felliniego kłótliwe rodzinne obiadki. Dla jasności, nie porównuję klasy: stosuję tylko te same, dość nędzne okulary.
Ten film to samo życie, Stallone! Nie ma tam tragizmu na siłę, patosu. Są dramaty przez który każdy przeszedł, a jeśli nie to kiedys przejdzie i wszystko będzie wyglądało dokładnie tak jak u Szumowskiej.