Gdybym miał porównać ten film do czegoś, powiedziałbym, że jest to muzeum z animatronicznymi manekinami, które wykonują te same podstawowe ruchy podczas gdy ty przechodzisz obok. Wykonuje wszystkie znane ci manewry, ale nie ma w nim cienia iskierki ani grama indywidualizmu jak i kreatywności. Plot to już standard, mechanizm typu zły gość chce magiczny przedmiot oraz odrobinka zemsty, żeby wszystko wyostrzyć. I oczywiście jest też cała głaskająca ego nuda, której można się spodziewać po nowoczesnym filmie tego typu. Pełno ukazywania siły i niepodważalności oraz 60 kg dziewczyny niezręcznie rzucające bardzo przychylnych kaskaderów dwa razy większych od nich. Poważnie ile razy jeszcze spróbujecie sprzedać ten syf, zanim zorientujecie się, że nikt przy zdrowych zmysłach tego nie kupi. Jedyny film w ostatnich latach przedstawiający wiarygodną walkę pomiędzy kobietą a mężczyzną był atomic blond. A większość tego idzie sprowadzić do niewiarygodnej roboty Charlize Theron, po której widać zawzięcie i sumienność oraz chęć sprzedania postaci, która potrafi dostać łomot i dalej przechodzić przez krwawą determinację. Nic z tego tutaj nie ma,  walki są tak oczywiście ustawione, żeby dobrze ukazać aktorki, że to bardziej przypominało taniec z gwiazdami niż  jakikolwiek film akcji, jaki przychodzi mi na myśl. Całkiem smutny jest fakt, że w obsadzie znajduje się dosyć przyzwoita gromada doświadczonych aktorek, ale niestety żadna z nich nie wydaję się zainteresowana tym co robi. Wszyscy wydają się pochylać po tą wypłatę tak jakby wiedzieli, że to wszystko jest trochę głupie i po prostu chcą mieć to z głowy najszybciej jak tylko się da szczególnie Penelope Cruz i Bingbing fan. Filmy Mission imposible wyróżniają się tym, że są ściśle napisane, kompetentnie wyreżyserowane i w pełni wykorzystują chęć Toma Cruisea do robienia popieprzonych popisów kaskaderskich. W skrócie są dosyć trudnym zadaniem do naśladowania i na pewno nie umieścisz się na tym samym poziomie, biorąc kilka niechętnych aktorek z niewielkim lub żadnym doświadczeniem i wrzuceniu ich na znany wszystkim spisek zemsta scenariusz, który został już wykonany ponad sto razy. Ostatecznie 355 to tylko kolejne otrzeźwiające przypomnienie, że zmęczona formuła robienia tego samego, ale z dziewczynami nigdy tak naprawdę nie zadziałała i najprawdopodobniej nigdy nie zadziała no, chyba że postawisz za tym jakiś prawdziwy talent i umysł, a chyba wszyscy wiemy, że w tych czasach nie mamy tego pod dostatkiem.