Film troche przegadany, ale co się dziwić. Jak faktyczne zdobywania Alamo trwało niecałą godzinę a bitwa gen. Hustona trwała 18 minut to ciężko jest zrobić film. Z filmu wynika, że całe to oblęrzenie to lipa, bo ograniczało się do kilku strzałów z armat i wieczornych koncertów w wykonaniu meksykańskiej, pułkowej kapeli oraz Dave Crocetta na skrzypkach. Po czym po kilku dniach takich wygłupów, Meksykańce się wkurzyły i spacyfikowały Alamo. Jak taka była prawda, to zarówno film, jak i samo miejsce będące obiektem dumy made in USA jest mocno przreklamowane, a heroizmo obrońców był dla mnie mocno wątpliwy.
Lepszej recenzji nie znalazlem, wiec pozwoilem sie pod nia podpisac. Dodam od siebie, ze ogolnie film wydal mi sie tez nudny. Zaintrygowali mnie tylko ci Meksykanie z toporkami, ktorzy uderzyli na mury...