Zacznijmy od tego, że film nie ma absolutnie nic wspólnego z pierwszą częścią. Serio... Ani bohaterowie ani historia, nic. O kickboxingu nie ma tu ani słowa.

Skoro już wiemy, że fabuła nie kontynuuje znanych już wątków to zerknijmy jak wypada sama w sobie. A wypada raczej kiepsko. Historia jest banalna, sztampowa i naciągana. Z początku wręcz chaotyczna i przypominająca "Modę Na Sukces"... Na szczęście jeśli przymknie się oko to da się ją jakoś przeżyć. Szczególnie w dalszej części gdy bohaterowie zaczynają współpracować i robi się takie małe "buddy movie". No ale nie samą fabułą człowiek żyje.

Kwintesencją tego typu kina jest akcja. A tutaj mamy i sporo strzelanin i sporo bijatyk. Choreografie są od kiepskich po całkiem, całkiem. Widać, że aktorzy coś tam potrafią, zwłaszcza Dave "Apollo" Cook. Ilość pojedynków jest duża i na to nie można narzekać, a kilka z nich wypada całkiem nieźle.

Pod względem realizacji jest bardzo niskobudżetowo. Cała kasa poszła chyba na helikopter i jeden wybuch. Aktorstwo jest drewniane, zdjęcia szablonowe i jedynie muzyka czasem oddaje klimat minionych czasów.

Film ma jednak jeszcze jeden zaskakujący atut. Niespodziewanie okazuje się, że jest tak głupi, że aż śmieszny. Poważnie. Nawarstwienie idiotyzmów rośnie wraz z upływającym czasem i w finale czeka nas prawdziwa kumulacja. Śmiałem się w głos chociaż podejrzewam, że nie taki był zamysł twórców. Głupotą tego filmu możnaby obdzielić kilka innych pozycji.

Podsumowując, jest to raczej produkcja dla hardcorowych fanów kina kopanego. Lub wielbicieli filmów tak złych, że aż dobrych. Niemniej nie nudzi i odmóżdża co jest jakimś atutem.