PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=730844}

Anihilacja

Annihilation
6,2 102 068
ocen
6,2 10 1 102068
7,1 35
ocen krytyków
Anihilacja
powrót do forum filmu Anihilacja

Tak, to kolejny film wielkiego uzdrowiciela gatunku - Garlanda, który daje nadzieję, że saj faj jeszcze nie umarło. Tak można mówić tylko wtedy, gdy ostatnią dekadę spędziło się na pracy w wypożyczalni VHS w opuszczonym radzieckim bunkrze.
Gatunek ma się dobrze i oprócz wypierdzielczych bójek wielgachnych robotów ma również do zaoferowania choćby rozmyślanie o samotności w kosmosie. Lamentowanie nad staczaniem się w głupotę i kloakę to gruba przesada i dowód na to, że mainstream obniża oczekiwania widzów.
Sama zaś postać reżysera nie wskazuje na to, aby gatunek miał przeżyć swój renesans i skręcić w rewiry dotąd nieodkryte. Garland powtarza schemat pracy z Ex Machiny - bierze cały dorobek kultury, z grami wideo włącznie i na kanwie tego buduje historię do swojego filmu. W Anihilacji, tak jak w jego poprzednim filmie, nie ma elementu, który nie byłby echem przeszłości gatunku. Jest tu więc coś z Obcego (pasożytnicza forma życia) coś z Coś (przekształcanie ciała żywiciela w jego dokładną kopię), coś z Żony astronauty (powrót męża bohaterki z tajemniczej wyprawy), Kontaktu/Nowego początku (duchowe spojrzenie na wizytę obcych), coś ze Stalkera (rozrastająca się Strefa, której wpływ widać nie tylko w otoczeniu, ale również w żywych organizmach) i coś z wielu innych, łącznie z krzyżowaniem gatunkowym a la nowy Park Jurajski włącznie. Nie ma w tym jednak nic zdrożnego, wszakże naśladownictwo to najwyższa forma uznania. Mimo to film Garlanda wydaje się przez większość czasu ekranowego maksymalnie wtórny. Szybkie zawiązanie akcji, ekspozycyjne dialogi, proste portrety bohaterek, łatwy motyw podróży, niezbyt wymagająca i nieciekawa koncepcja samej Strefy i jej cudów, biedne sceny akcji czy w końcu marne próby stworzenia psychodramy (scena w domu jako odzwierciedlenie psychomatni jednej z bohaterek - tylko po to, aby coś się działo).
Film zyskuje jednak im bliżej jest finału, gdyż wchodzi wtedy na poziom uduchowienia bliskiemu do surrealistycznych obrazów Salvadora Dali, a co za tym idzie - jest nareszcie świeży, niebanalny. Końcowe sceny z plaży wypełnionej kryształowymi formami oraz z wnętrza tajemniczej latarni morskiej to już fantastyka najwyższych lotów. Roślinne motywy na ścianie budynku, delikatne światło wpadające ze szczytu latarni, tajemnicza istota naśladująca główną bohaterkę i otwór do innego świata cudów, matecznika niesamowitości i poznania.
I właśnie ten moment lubię najbardziej. Nie poseansowe dywagacje nad doklejonym i mętnym autodestrukcyjnym motywem przewodnim czy dyskusje na temat nowego wykorzystania motywu porywaczy ciał z kosmosu. Przemawia do mnie, bo reprezentuje tę samą klasę, co niektóre z anime np. Akira, w których w pewnym momencie akcja zostaje zawieszona, a w ciszy lub przy ledwo słyszalnej, eterycznej muzyce, następuje surrealistyczny performance. Nawet jeśli ten film ma o wiele więcej treści niż jestem w stanie odkryć i działa również na poziomie przewrotnej opowieści z zapętlającym się finałem, to wolę go bardziej jako duchową przypowieść o Wszechświecie, który ciągle się rozrasta i o cyklu życia planet, które być może umierają i rodzą się na nowo wraz ze swymi mieszkańcami.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones