Dawno nie widziałem tak źle napisanego filmu. Wszystko zaczyna się od jakiegoś stowaryszenia. Nie wiemy kim oni
są, nie wiemy jakie maja motywacje, nie wiemy o nich nic i to sie niestety nie zmienia przez cały film. Chcą zabić
jakiegoś gościa który "miał szanse zrobić cos dobrego, a uczynił wszystko jeszcze gorszym". Do końca nie wiemy kto
to. I to byłoby ok, ale gdy ten pojawia się w końcu to ciężko czuć do niego nienawisć czy cokolwiek. Film nie
przedstawia nam go w żaden sposób. Właściwie to od sameog początku do samego końca ch*ja wiemy o
CZYMKOLWIEK.
Mało tego, niektóre sceny w tym filmie ciagną się w nieskończoność. Film zalicza jedno z najdłuższych, najbardziej
patetycznych wyznań miłosnych jakie w życiu widziałem. Zresztą sam romans nie ma zbyt wiele sensu. Postacie
zmieniaja zdanie co chwila, raz zachowują się tak a raz tak. Niby widz ma juz chyba wie jacy oni są a chwile potem
robią cos co całkowicie temu przeczy.
Lon Chaney chyba sam zdał sobie sprawe w jakim badziewiu gra i sam niezbyt przykładał się do swojej roli.
Czasami szarżuje, czasami kompletnie sie nie stara, i trudno mu sie dziwić. Postacie w tym filmie nie są jakkolwiek
zarysowane. Jedyna scena która mi się podobałą byłą ta, w której stał przed domem Lilith na deszczu. Dobrze
zagrana, smutna scena.
Ogółem, ten film to bałagan. Nic nie trzyma się kupy i nic nie zostaje wyjaśnione. Irytujący.