Szkoda, ale opowieść o legendarnym mistrzu Masutatsu Oyama zasługuje na coś więcej.
Film nie jest zły, ale prawda jest taka, że ciekawy zaczyna się robić dopiero w momencie gdy
bohater udaje się trenować w góry.
Kilka scen ratuje film, np pierwsze pojedynki, gdy wyzywa mistrzów karate i idzie na
wymiane low kicków - genialne. Kto kiedyś dostał kilka kopniaków w nogę wie, jak mocno
trzeba być zahartowanym by to wytrzymać.
Ip Man czy historia Huo Yuanji (NIeustraszony) wypadły lepiej.
Dokładnie, to samo miałem, napisać ale widzę, że mnie ubiegłeś :) Twórcy mogli się bardziej postarać, zwłaszcza przy tworzeniu walk, bo są strasznie słabe.