Nierówny imo film, chociaż ogółem podobał mi się. Czasem miałem wrażenie nieprzystosowania elementów komediowych do reszty.
Scena kiedy główny bohater wyrusza ćwiczyć samotnie i umacniać swój organizm (w tle leci muzyka z rodzaju "goth-pop") jest...komiczna. Nie ma chyba widza, który nie uśmiechnął by się w tym momencie (albo nie mruknął "what the...?") :) No, ale w końcu nasz wojownik potrafi niszczyć kamienie i na tym się kończy.
Następna rzecz, która mi jakby trochę odstawała: główny bohater po zabiciu człowieka, który sam był równie bliski zabicia Baedala (w ogóle jaki honor trzeba mieć, zeby ruszać z mieczem na człowieka bez broni?) czuje się z tym...źle? Dlaczego? Równiez nie rozumiem co nim kierowało, że postanowił "odkupić" swe winy i ruszył do "żony" (notabene, zyjacej samotnie gdzieś na peryferiach?) owego miecznika.
Ale jako że bardzo lubę wschodnie kino akcji/walki nie miało to większego znaczenia.
:)