Po tym czasie film robi się zwyczajnie nudny... Sama nie wiem co więcej napisać. Pojawiło się kilka niezłych tekstów, trochę słodko-gorzkiej prawdy. Nie podobały mi się momenty strasznej przesady (kobieta ziewająca na przystanku, scena w toalecie). Ogólnie film do obejrzenia ale raczej do niego nie wrócę.
Ja też nie rozumiem fenomenu Koterskiego. Ale trzeba zacząć od tego, że "Baby..." to w sumie nie film, tylko zekranizowana sztuka teatralna. Ten monolog dwóch mężczyzn, mógłby mieć miejsce wszędzie - w klubowym kiblu, w knajpie przy stoliku itp. Jednak jego treść, oprócz kilku zabawnych haseł, nic ciekawego nie pokazuje. Obejrzałem to i zapytałem siebie "No i co z tego?".
Właściwie myślę, że posadzenie ich w np kawiarni byłoby lepszym pomysłem... Mogłoby się przewinąć więcej postaci, które coś konkretnego by wnosiły do całości. Ja nawet nie zadałam sobie żadnego pytania po obejrzeniu tego filmy...
No tak, ale wtedy Koterski nie mógłby użyć końcowej puenty (wypadek samochodowy głównych bohaterów), która miała zoobrazować do czego takie głupie gadanie i pelne jadu komentarze mogą doprowadzić...