PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=770640}
4,9 1 954
oceny
4,9 10 1 1954
3,0 8
ocen krytyków
Bikini Blue
powrót do forum filmu Bikini Blue

Byłem i o dziwo wytrzymałem do końca. W nadziei, że Kot pokaże coś na finale tej żenady. Nie pokazał.
Ten film to dno totalne. Po co robić zdjęcia w Wielkiej Brytanii skoro nie ma w nim jednej porządnej sceny plenerowej? Po co gra w nim ta beznadziejna Harvey? No i Kot w przyszłości powinien robić research z kim zamierza współpracować na planie... Bo inaczej obudzi się kiedyś z ręką w nocniku.
To co najbardziej irytuje poza brakiem reżyserii i jakiejkolwiek linii dramaturgicznej, to te rozpaczliwe dialogi. Jakieś sentencje powyciągane na wyrywki z mądrych książek, których jak mniemam nie wymyślił pan Marszewski. Do tego pojawiające się bez sensu, od czapy.
Żal tylko, że coś tak drętwego powstaje za 4,5 miliona. Na horyzoncie widzę węże.

danielpakard

Twórcy potrzebowali pieniędzy to sobie film zrobili ze środków PISF

uniomo

Wiedziona programem "Tygodnik Kulturalny" na TVP Kultura, obejrzałam film "Bikini Blue". Na sali byłam sama. Następnie podjęłam trud zalogowania się na Filmweb. Raczej nie siedzę w internecie, nie udzielam się na facebooku. Ale TO DZIEŁO wymusiło zmiany... Czegoś takiego nie widziałam dawno. Może nigdy. Rozumiem, że są filmy wybitne i słabe, ten jest poza skalą. Wszystkich tych, którzy nagrodzili albo chwalili ten tekst jeszcze przed powstaniem obrazu, ciepło pozdrawiam. Całej ekipie realizującej ten film współczuję. Nie wiem, co myśleć o producencie, bo chowałam się na Vabankach, polskim "Żądle". Głęboko zaniepokojona stanem polskiej kinematografii, Kinga.

CzarodziejkaKina

W "Tygodniku Kulturalnym" mówili o tym filmie tak, że aż wstyd im było kopać lezącego. Trudno nie napisać, że cię nie ostrzegali.

brava

Ostrzegali, ale właśnie to mnie zdziwiło. Nie widziałam wcześniej, by aż tak pastwili się nad czymś. Więc postanowiłam sprawdzić sama. I mieli rację.
Mam jednak pytanie. Próbowałam dodać swoją recenzję, ale nie została tu zamieszczona. Ktoś wie dlaczego? Może forumowicze mogą dopiero po jakimś czasie a najpierw admini? Nie wiem. Zresztą zdziwiło mnie dlaczego wycofali w ostatnich dniach sekcję z dodawaniem recenzji... Jak ktoś coś wie niech podzieli się swoją wiedzą.
Pzdr. Kinga

CzarodziejkaKina

Bo robią dużą selekcje, mam wrażenie, że wybrali film w ciemno, sugerując się poprzednik, udanym filmem reżysera.

Twoja recenzja jest w kolejce, oni sprawdzają dość powoli.

brava

Wrzuciłam bezpośrednio na forum - http://www.filmweb.pl/film/Bikini+Blue-2017-770640/discussion/Recenzja+Bikini+Bl ue,2891461
Pzdr. Kinga Majewska

ocenił(a) film na 10
danielpakard

Mądra recenzja. Więc przywołuję ją w całości. Polecam hejterom, bo jest napisana fachowo i dobrą polszczyzną.

Marszewski pokazuje, że można opowiedzieć o traumie wojennej w zupełnie inny sposób niż dotychczas w polskim kinie – bez bryzgającej po ekranie krwi, nachalnej symboliki i zbędnej patetyczności. Okazuje się, że dużo lepiej przemawia do naszej wyobraźni dramat dwójki zakochanych, rozłączonych przez wojnę niż portet zbiorowy udręczonych Polaków. Film „Bikini Blue” można zresztą interpretować również z pominięciem kontekstu historyczno-politycznego, jako historię człowieka złamanego, który próbuje uporać się z demonami przeszłości.
W „Bikini Blue” ważniejsze jest to, czego reżyser nie pokazał niż to, co możemy zobaczyć na ekranie, bo (tylko pozornie) w filmie niewiele się dzieje. Ot, kameralna historia o kobiecie, która przyjeżdza odwiedzić męża w londyńskim szpitalu psychiatrycznym i spędza z nim noc na plaży, wspominając przeszłość. Kamera portretuje tę dwójkę naprzemiennie w dużych zbliżeniach, przez co obraz jest aż gęsty od emocji i to, czego bohaterowie nie mówią na głos, z łatwością można sobie dopowiedzieć. Historia jest tu opowiedziana obrazami: mimiką, gestami i fotografiami.
Cały film jest utrzymany w onirycznej atmosferze i można mieć problem z odróżnieniem prawdy od fikcji. Eryk jest tu niejako kontynuacją postaci Kowalskiego-Malinowskiego, granej przez Zbigniewa Cybulskiego w „Salcie” i bohatera „Ostatniego dnia lata” (nieprzypadkowo bohater posługuje się dwoma imionami – Eryk i Roman) – to człowiek z tajemniczą przeszłością, który – wskutek dramatycznych przeżyć – nie wie kim jest i jak się nazywa. Żyje dręczony wyrzutami sumienia, że przeżył wojnę, podczas gdy jego brat stracił życie, co finalnie doprowadza go do obłędu. To wyobcowanie dodatkowo pogłębia fakt, że przebywa poza swoją ojczyzną, w londyńskim szpitalu psychiatrycznym, oddzielony od rodziny i musi mówić w obcym języku (Tomasz Kot specjalnie na potrzeby filmu nauczył się języka angielskiego, co jeszcze podkreśla autentyczność postaci). Marszewski odwołuje się zresztą nie tylko do obrazów Konwickiego i całego nurtu „szkoły polskiej”, ale również do literatury powojennej, w szczególności do poematów Tadeusza Różewicza. Eryk/Roman zdaje się mówić językiem poezji mistrza „Ocalałem, prowadzony na rzeź” i właściwie cały film można by opisać tę jedną frazą.
„Bikini Blue” jest zatem wielkim ukłonem w stronę kina lat 50., co widać nie tylko w warstwie fabularnej, ale również stylistyce filmu, która przywodzi na myśl klasyczny wojenny melodramat.
Odwołania do obrazów Konwickiego nie są przypadkowe, a całkowicie świadome, co jest dodatkowym walorem filmu, bo widać, że Marszewski dokładnie wie, o czym chce opowiedzieć i robi to niezwykle umiejętnie. „Bikini Blue” jest zatem wielkim ukłonem w stronę kina lat 50., co widać nie tylko w warstwie fabularnej, ale również stylistyce filmu, która przywodzi na myśl klasyczny wojenny melodramat. Zastosowano tu silne natężenie kolorów i kontrast, przez co każdy oddzielny kadr wygląda jak pocztówka z wakacji czy plakat filmowy. Idealnie wpisują się w tą konwencję pin-upowe kostiumy noszone przez Dorę, żonę głównego bohatera, które nadają tej ciężkiej historii odrobinę lekkości.
Także aktorsko film jest na wysokim poziomie. Tomasz Kot pokazał się w „Bikini Blue” z zupełnie innej strony niż dotychczas – zwykle grał bardzo ekspresyjnie i z przesadną manierą, zaś tutaj jego gra aktorska jest dość wyważona i oszczędna. Odtwórca roli Religi w „Bogach” wypada niezwykle autentycznie w roli schizofrenicznego Eryka/Romana zarówno gdy ten wydaje się zagubiony i wycofany, jak i w momentach napadów szaleństwa. Świetna jest również debiutująca na dużym ekranie Lianne Harvey, która wypada niezwykle świeżo i charyzmatycznie. Marszewski dobrze ukazał kontrast między obydwojgiem małżonków, którzy pochodzą z zupełnie różnych światów i dzielą ich nie tylko różnice kulturowe, ale również wrażliwość.
Bikini Blue
ALICJA HERMANOWICZ

Podsumowanie
Obraz Marszewskiego ogląda się jak perełkę kina z lat 50. , która zaginęła gdzieś w archiwach filmowych. Śmiało można powiedzieć, że "Bikini blue'' to najlepszy polski film niezależny od czasów "Idy".



ocenił(a) film na 10
Nawronawro

Brawo, Pani Alicja Hermanowicz! Nareszcie ktoś sensowny pisze o tym wspaniałym, mądrym, pełnym piękna filmie!
Hejterom - wyrazy współczucia!

ocenił(a) film na 1
Annawod

Dawno takich idiotyzmów nie czytałam i naprawdę ciężko jest nie zareagować, choćby z szacunku dla nazwisk przywołanych przez twórczynię tej recenzji. Nie wiem kim jest cytowana wyżej Pani, tak samo nie znana jak i reżyser niebieskiego kostiumu dwuczęściowego, niemniej karkołomne salto wykonała starając się ten nudny, nijaki film przyrównać to dzieł polskiego kina.
Szukam nauczyciela i mistrza, który tak samo wyjaśni mi, o czym należy myśleć, aby w to wszystko wpleść jeszcze Tadeusza Różewicza ?!
Od początku. W filmie nie pozornie nic się nie dzieje, tylko naprawdę NIC SIĘ NIE DZIEJE. Obraz nie jest gęsty od emocji tylko przekoloryzowany, sztuczny, w kilku scenach światło rodem z pierwszego roku studiów operatorskich. Problemem tego filmu nie jest odróżnienie prawdy od fikcji tylko obejrzenie go do końca, pomimo opadających ze znużenia powiek, bądź po prostu chęci wyjścia z kina. Nie ma w nim żadnych odwołań do filmów Konwickiego, nie profanujmy takich nazwisk...Brak historii, brak bohatera, strasznie napisane dialogi, sztuczne wydumane zdania, którymi rzucają naprzemiennie w siebie Kot i ta dziewczynka z sarnimi oczkami. Tylko tyle, albo aż tyle. Aktorsko film nie jest na żadnym poziomie. Współczuję Panu Kotowi, bo rzeczywiście nie da się zagrać czegoś tak napisanego. Pani angielce, ponoć też aktorce nie współczuję, bo widać, że świetnie odnalazła się w byciu bezbarwną i mierną w bezbarwnym i miernym filmiku.
Śmiało można powiedzieć, że "Bikini blue'' nie ma nic wspólnego z hasłem "najlepszy film".

Skoro autorka recenzji pozwoliła sobie na przywołanie jednego z największych współczesnych poetów polskich, to ja też przywołam pewnego, niech będzie...Andrzej Bursa. Wiersz "Sobota" kończy się zdaniem "mam w dupie małe miasteczka".
Ja zakończę " mam w dupie takie obrazki" Pozdrawiam

ocenił(a) film na 10
danielpakard

Danielpakard umie rzucać inwektywami, za to nie potrafi pisać poprawnie po polsku. Przykre i dość powszechne niestety. "Bikini blue" to głęboki i wartościowy film. Obejrzałam wczoraj i polecam!!!

ocenił(a) film na 1
Annawod

Widziałam Bikini dwa dni temu. Prześledziłam z ciekawości wątki na forum i w odpowiedzi na post Pani Annywod chciałam po pierwsze podzielić się dobrą radą - jeśli jest Pani (bądź Pan) fanem nieznanego publiczności reżysera, niejakiego Marszweskiego, to proszę chociaż minimalnie się z tym kamuflować, a nie zakładać fikcyjne konto, przyznając dwóm jego filmom (bo dzięki wejściu na Pani (Pana) konto dowiedziałam się, że ten reżyser ma w swoim dorobku tylko dwa obrazy, jeden żenujący, drugiego nie widziałam i cieszę się z tego niezmiernie) najwyższe noty...albo jest Pani (Pan) strasznie głupiutka, albo rzeczywiście mało Pani widziała... Słabizna i tak się nigdy nie obroni, bo jaki to jest filmik każdy może w kinie sprawdzić.

KingaKeira

Miałem już to zostawić... Ale skoro rzucam inwektywami i nie potrafię pisać po polsku, wypada chyba odpowiedzieć.
Cóż, jestem pod wielkim wrażeniem recenzji pani Alicji Hermanowicz, która w "Bikini Blue" widzi drugą "Idę". Idąc tym tokiem myślenia zapewne widzi Oscara, życzę z całego serca. Kilka spostrzeżeń, bo recenzja rzeczywiście powala. Jest potrzebna w zalewie internetowego hejtu, by takich prostaczków jak ja - nie umiejących posługiwać się poprawną polszczyzną - uświadamiać, przywoływać do porządku etc.
Pisze pani Alicja o wpływach szkoły polskiej. Że Salto. Że Ostatni dzień lata. Że Kowalski-Malinowski. Cudownie! Tyle wiedzy na raz. Ale po chwili pisze pani Alicja, że Bikini Blue jest hołdem dla całego kina lat 50 i przywodzi na myśl klasyczny wojenny melodramat. Tu już się pogubiłem. Z tego co pamiętam polska szkoła filmowa robiła wszystko, by nie być odbieraną w konwencji melodramatu, kojarzonego z rodzimymi produkcjami z lat 30. Ale zgoda. Niech będzie - konwencja to melodramat, inspiracja to Konwicki. W końcu "Kanał" czy "Eroica" też mogą być melodramatami wojennymi. Mogą? Mogą.
Dowiedziałem się także z recenzji pani Alicji, że Bikini Blue to film przełomowy, bo pokazuje traumę wojny bez bryzgającej krwi i nachalnej symboliki. Polecam "Różę" Smarzowskiego, co prawda to gniot przy Bikini, ale spełnia wymagania pani Alicji.
I na koniec. Nad wszystkim unosi się duch Tadeusza Różewicza, który jedną frazą podsumowuje dramat Eryka. Dlaczego tak skromnie? Przecież sceny w szpitalu psychiatrycznym to ewidentny Bruno Schulz i "Sanatorium pod klepsydrą", a sekwencja w szopie to wielka improwizacja Adama Mickiewicza. To nie tylko Różewicz czuwał nad Bikini. Z taką myślą się budzę i chodzę spać. Ja prosty hejter z Żoliborza.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones