jakiś zapyziały pracownik równie zapyziałej stacji benzynowej do lance'a henriksena: - byłeś już tutaj, prawda? lance henriksen do zapyziałego pracownika: - tak, przejeżdżam tędy co pięćdziesiąt lat..
znowu kino pustego gestu i bezkresu, tym razem w odmianie wampirycznej ćpunerii (łaknienie krwi jako synonim głodu narkotykowego) zgłębia niewątpliwe szpetoty i wątpliwe uroki nieśmiertelności (nadając przy tym zupełnie nowe znaczenie wyrażeniu 500+) w sposób pionierski (pomijając wspaniałego Martina romero) wobec Nadji almerejdy, wobec Wywiadu z Wampierm jordana, wobec Wampirelli wynorskiego, wobec Wampirów z Beverly Hills 90210 fredzia olena reja, wobec Pozwól Mi Wejść, słowem: wobec całej tej dookolnej wampiriady, performerskiej manify nocnych piewców chaosu, która na światło dnia wylęgnie w latach dziewięćdziesiątych, a dla której naturalnym środowiskiem będzie zwyczajne przedmieście, tłem twórczych działań zwyczajna ulica.
warto to odnotować, jak i trochę szkoda, że bajgelówka nie przeskakuje już z estetyki na estetykę jako przeskakiwała, nie żongluje gatunkami jako żonglowała.. wielka to jednak szkoda, dla mnie i dla kina.