To jest tak złe, że aż ciężko to ocenić. Może zacznę od pochwały, czyli muzyki, bo na tle całokształtu to ona miała w sobie coś przyjemnego, a motyw wiolonczeli w tle wpadał w ucho. Co do reszty, wygląda to tak jakby reżyserka obrazu cieszyła się jak dziecko, podczas odkrycia że może nakręcić dialogi, w których kobieta przeklina. Dosłownie cały film, to jedno wielkie przeklinanie Kaliny w luźno powiązanych ze sobą scenkach. Przejścia pomiędzy wydarzeniami nie mają w sumie żadnej większej logiki, równie dobrze można by je pociąć i zrobić scenki rodzajowe do paru gagów, które udało się tam zmieścić. W zasadzie to jest dla mnie film o niczym, który próbuje się wybić na sławnym nazwisku, bo bez tego ani to nie byłby film biograficzny, ani film dokumentalny o PRL lat 60, ani nawet luźna tragi-komedia. Zmarnowany potencjał aby przedstawić postać Kaliny nowym pokoleniom tak aby ich zachęcić do późniejszego głębszego wyszukiwania (wątpię, że ukazanie nagiego biustu, bo oczywiście to musi być, ich do tego zachęciło).