Bardzo mi przykro. Chciałam, żeby film mi się podobał. Ale nie rozumiem celu, sensu stworzenia takiego "coś". Szkoda mi aktorów, którzy naprawdę się starali.
Trzeba odróżniać hejt od krytyki / wyrażania swojej przychylnej opinii.
Zgadzam się z autorką wątku, czyli pewnie też hejtuję, bo TVP?
Można wiedzieć na co liczyłaś, a co otrzymałaś? Ja liczę na ukazanie relacji w związku otwartym, na tematykę poliamorii, może cuckoldu? Oczywiśćie w latach '60 takie określenia dla zwiazków jeszcze nie istniały. Tym niemniej takie i jeszcze bardziej wyzwolone realizacje związków istniały w najlepsze (np. małżeństwa grupowe praktykowane przez hipisów). Dekady wstecz ludzkość praktykowała rzeczy, które obecnemu "nowoczesnemu" społęczeństwu się w głowie nie mieszczą. Gdy dodać do tego barwną i przebojową postać kobiecą, powinno być ciekawie. Co więc nie wyszło Twoim zdaniem?
Liczyłam na całościową, wnikliwą analizę tak złożonej i intrygującej postaci. Dostałam tydzień z życia plus nieudany musical.
Owszem - "tydzień z życia", ale czy to można nazwać mankamentem? Skoro taka była wizja twórców... Skoro to wada, to lepsza byłaby nastajaszcza biografia? Od kołyski po nagrobek? Chyba nie, prawda?
I czy to w ogóle może być zarzut? To co można powiedzieć o "Trzech dniach Kondora"? A "Ulisses" - że zgrabnie ;) przejdę do literatury?
Czy był to "nieudany musical" nie wiem. Sam nie darzę miłością musicali, ale w "Anette", która w pierwszym odruchu wzbudziła mój sprzeciw, jednak coś było. Podobnie w naszym "Seksie" - mnie się strona musicalowa stokroć bardziej podobała, niż w "LaLa Land", okrzykniętym arcydziełem. De gustibus...
Można przedstawić i nawet jeden dzień z życia, ale musi być w tym jakaś treść i myśl. Tutaj mi jej zabrakło. Anette bardzo mi się podobała. I znowu - był w tym jakiś całościowy pomysł, koncepcja, a w filmie o Jędrusik nie. Ale oczywiście to tylko mój subiektywny odbiór.
Wydaje mi się, że ten "tydzień z życia" pokazał (przedstawiając to w zestawieniu szarej i przaśnej scenerii PRL i jakże kolorowej i wyluzowanej Kaliny) jak blisko od wzlotu do upadku (i... na odwrót ;), jak można sobie z tym radzić, pozwalając jednocześnie Aktorce na przebojowe wcielenie się w rolę Ikony, bo taką - czy ktoś ją lubi czy nie (ja osobiście nie przepadałem za nią) - Kalina Jędrusik była w tamtych czasach.
I Pani Dębska to moim zdaniem udźwignęła.
I scenariusz nie był wcale od czapy.
I aktorze poprowadzeni nieźle (może poza Starszymi Panami - jacyś tacy... sztywno-nijacy byli), nie wspominając o scenografii - dla mnie bomba.
Oceniłem film na dobry, ale po kolejnym obejrzeniu nie sądzę, by spadła ta moja ocena (rozważam nawet dać jedną gwiazdkę więcej).
Nic nie pomyliłam - od filmu biograficznego mogę oczekiwać rzetelności, a nie swobodnych wariacji.
Dla mnie rozczarowanie pozytywne. Oczywiście sceneria nieco bajkowa. Siermiężny PRL lat 60-tych wygląda jak Francją czy Włochy ,ale historia sprawnie opowiedziana. A odtwórcy pary Jędrusik Dygat świetni.