Sporo wątków potraktowanych bardzo powierzchownie, niektóre niepotrzebne i tak naprawdę nic do filmu nie wnoszące. Kompletnie nie poczułam, żeby w relacji Wiktorii i Igora zdarzyło się coś istotnego, co miałoby spowodować, że trochę inaczej spojrzała na życie i swoją relację z ojcem. Taka sobie wakacyjna znajomość i wakacyjny seks. Również nie wiadomo skąd i dlaczego powstała relacja Macieja (ojca) z Igorem. Kompletnie niewiarygodne. Płytkie żarty, które niby miały uczynić film lżejszym? Piosenka i taniec na początku - żenujące słowa i rodem z Bollywood choreografia.
Film ratuje Jacek Braciak.
Zgadzam się. Nie za bardzo też rozumiem po co wprowadzona została postać tego objazdowego grajka w kamperze. Ani czemu bohaterka się z nim całuje ;)
Niestety - też nie rozumiem, jaką to miało wartość dla całej opowiedzianej historii.
Według mnie wszystko na tym wyjeździe fascynowało dziewczynę (oprócz tenisa oczywiście), zachowywała się trochę jak "spuszczona ze smyczy" (nie znalazłam ładnej metafory), wszystko było nowe - odkrywanie kobiecości, miłostki, używki, nawet pseudofilozof grajek (który tyle wie) stał się obiektem ekscytacji (czy tam zainteresowania). Weronika na wszystko patrzyła z taką łapczywością, jakby nigdy w życiu niczego innego oprócz treningu i grzecznych wyjazdów z tatą trenerem nie przeżyła, dlatego dla mnie zrozumiałe były te jej, normalnie może nieuzasadnione, zachowania. Myślę, że to nie Igor był powodem zmiany jej myślenia o życiu, po prostu do tego dorosła, miała dość życia w złotej klatce.