Więc tak: nie ma co się czarować, od razu widać, że jest to produkcja telewizyjna. Całkiem udana zresztą. Film trwa dłużej, niż jest podane na filmwebie, czyli 2 godziny 40 minut, ale jak ktoś jest zainteresowany tematem, czas zleci. Niestety, znałam wcześniej przedstawioną w filmie historię, stąd zabrakło mi w nim elementu zaskoczenia w finale. Opowieść o 47 roninach jest dość znana, choćby z wielu poprzednich produkcji.
Historia incydentu skupia się na jednym z roninów, Yasube i - poznając historię jego udziału w wydarzeniach - poznajemy historię w ogóle.
Na uwagę zasługuje Takuya Kimura, który świetnie wywiązał się ze swej roli. Nie znam go z wielu filmów, bo chyba i w niewielu zagrał, ale z tego, co pamiętam, zwykle bardzo dobrze wypada w rolach dramatycznych ("Miłość i honor", "Przychodzę z deszczem").
Muzyka na minus. Poza tym, momentami film może się dłużyć. Trzeba nastawić się na dramat skupiający się na niuansach, w którym akcja toczy się w wolnym tempie głównie na rozmowach i w zamkniętych pomieszczeniach. Mamy dwie walki, z czego jedną w finale i, jak to zwykle w filmach samurajskich bywa, kolejną lekcję tego, czym dla samuraja jest bushido.