Przyznam szczerze, że nie pasjonują mnie samochody ani trochę, w związku z czym, pewnie nie złapałem do końca fazy. Trochę się męczyłem z książką. Niemniej była w niej jakaś próba opisania zmian, jakie wprowadza technika w ludzkim życiu.
Czego nie mogę powiedzieć o filmie. Sprowadza się on do kolejnych aktów seksualnych w kolejnych pojazdach. Aktorzy nie są specjalnie przekonujący. Najbardziej chyba Rosanna Arquette jako kobieta-robocop, może trochę Holly Hunter. James Spader, którego bardzo lubię, rozczarował mnie tutaj. Elias Koteas nie oddał tej perwersyjnej demoniczności Vaughana. I Seagrave-pucio - szkoda gadać.
W książce było mnóstwo słownych konstrukcji zestawiających ze sobą tematykę erotyczną z samochodową. W filmie nic z tego nie zostało. Może szkoda.
Jedyne, co wyszło w tym filmie, to muzyka. Choć nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że jakby była wzięta z innego filmu. Niemniej jednak trochę ratuje klimat.
Oglądając film, cały czas parskałem ze śmiechu. Cronenberg z dziwacznej i niepokojącej historii zrobił groteskę.
[spojler]
No i ten koniec, jak chce zabić swoją żonę samochodem Vaughana. Litości.
[/spojler]