Ona była okropna. Trzeba naprawdę być ślepym żeby nie widziec, że on miał poważny problem, jego pracodawca zauważył, a ona nie? I zamiast porozmawiac z nim to wolała unikać tematu i jeszcze dolewała mu alkoholu. Mam wrażenie, że sama piła i robiła co chciał żeby jej tylko nie zostawił. To raczej nie miłość z jej strony tylko dziecinne zauroczenie i lęk przed tym, że mógłby ją zostawić. Ona była bardzo niedojrzała. Kojarzyła mi się z dzieciakami, które zaczynają palić papierosy żeby zaimponować kolegom, bo to takie dorosłe. Ona robiła to, co wydawało jej się, że spodobałoby się Sutterowi. Przez to podsycała w nim nałóg i nijak mu pomogła.

Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma - to było podejście Suttera do Aimee, ale że to nie był zły chłopak to na końcu pojechał za nią - po prostu to nie była jakaś wielka miłość ale coś pomiędzy "bardzo lubieniem" a młodzieńczą "miłością" bez jakiejś przesadnej głębi, ot zwyczajny związek. Podobnie u Aimee, która nie miała jednak rozterek Suttera. To był jej pierwszy chłopak, zadurzyła się w nim, ale obyło się bez większej tragedii, kiedy przyszło się rozstać, co widać w końcówce na kampusie, gdzie Aimee nie ma depresji po rozstaniu, nie jest to dla niej koniec świata, życie toczy się dalej, a za rogiem być może czeka już nowa sympatia..

Dla mnie istnieje tylko Tris i Four , ta para mnie przekonuje