nużył. Owszem, doceniam, że przy niewielkim budżecie stworzyli fajny, brutalny postapokaliptyczny
świat. Tylko, że fabuła nie robi wcale z tego użytku. Van Damme z ponurą miną gdzieś tam sobie łazi,
gada z potraktowanymi po łepkach postaciami i co jakiś czas dostaje po d*pie od tych złych. Do tego
jesteśmy zanudzani na śmierć jego kolejnymi tragicznymi wspomnieniami. Zanudzani, bo wyskakują
znikąd, a postaci w nich są nieciekawe. Nie mówiąc o tym, że jest mało - no wiecie - CYBORGA. Ale
słabą fabułę bym przebolał, gdyby nie słaba akcja. Nie sądziłem, że w filmie ze złotego okresu JCVD
dostanę taką chałę. W większości walki są jakieś spowolnione, kamera głównie daje zbliżenia na rękę
lub na nogę, a na dodatek wszystko jest kretyńsko pocięte. Naciągane 6/10, za klimat i jedyne 2
dobre sceny - ukrzyżowania oraz końcową walkę w Atlancie.