Nic w tym filmie nie ma sensu. Choćby obsada i rozpisanie ról - pełno tu znanych twarzy, a poza Matthew i Samuelem reszta dostała jedynie jakieś ochłapy do zagrania. A i główna dwójka niczego wybitnego nie pokazała. Dalej - wielki Ku Klux Klan, który siedzi ukryty w piwnicy czekając na wezwanie niczym Pogromcy duchów. Palą dom prawnikowi, strzelają do strażnika, robią dym na ulicy, ale ludzie w tym filmie mają pamięć złotej rybki i wszystko rozchodzi się po kościach (później dopiero ktoś się reflektuje). Główny winowajca stoi sobie przed sądem, choć przecież odsłonił twarz przed porwaną Sandrą. Matthew dostał kilka ostrzeżeń, że może mu stać się krzywda, ale kto by pomyślał o jakiejś ochronie. Sam wyrok to też jakiś bezsens - nawet przyjmując, że nie szkoda tych dwóch śmieci, to przecież okaleczył też niewinnego policjanta. Choćby za to powinien ponieść karę, a nie zostać całkowicie uniewinnionym. Niedoszły romans między Sandrą i Matthew też zbędny - nic nie wnosi i psuje nastrój. To mógł być potężny emocjonalnie film, w końcu są tu kwestie poruszające i ważne społecznie. Ciężkie przestępstwo, samosąd, nieskuteczność prawa, podziały rasowe. Dało się z tego zrobić bombę atomową, a wyszedł kapiszon o sile pierdnięcia myszy zamkniętej w pudełku od zapałek.
Może spróbuj obejrzeć ten film i nie nakładać filtrów czasów nam współczesnych. postaraj się poznać realia tamtych czasów w stanie, który słynął z rasizmu.
A ty postaraj się odpisywać jak będziesz miał coś sensownego do powiedzenia. Na razie nie wyszło, zresztą chyba nawet nie przeczytałeś tego co napisałem, tylko odpowiedź miałeś już z góry.