Ten film ma duży potencjał na bycie "dobrym horrorem". Oparty jest o ciekawy koncept, nawiązujący do wierzeń ludów afrykańskich (albo bynajmniej wydaje się nawiązywać, nie znam się na tamtejszych mitologiach). Wystarczy popracować nad "technikami straszenia". O ile na początku reżyserowi szło naprawdę nieźle, budował solidne napięcie chociażby cichym nuceniem nieznanego pochodzenia, tak scena, gdy "zmarli wychodzący z cienia" atakują głównego bohatera przypomina mi co najmniej kiczowaty film o zombie.
Oglądając zakończenie nasunęło mi się pytanie - Remi Weekes chciał stworzyć uniwersum, w którym demony z afrykańskich wierzeń ingerują w ludzkie życie, czy owymi demonami są po prostu nasze trudne wspomnienia, wyrzuty sumienia, które "musimy zaakceptować"?
Mi się podobał film. Dobre pytanie myślę że tak jak napisałeś naszymi demonami są nasze wspomnienia tak jak główni bohaterowie jak zaakceptowali to co się stało i się z tym pogodzili to juz żyli normalnie.
Bynajmniej to partykuła przecząca. Rozumiem, że chciałeś użyć słowa "przynajmniej".
Tak, dokładnie chodziło mi o słowo "przynajmniej". Wczoraj już ktoś też mi zwrócił uwagę, że źle używam tego słowa. Będę starał się nie popełniać tego błędu. Swoją drogą polecam unikać pochopnych wniosków o czyjejś znajomości danej dziedziny bazując na jednym błędzie, bo łatwo się wtedy z kimś pokłócić. Pozdrawiam
Pierwszy raz widzę tak kulturalną odpowiedź na zwrócenie komuś uwagi. Dziękuję za przywrócenie wiarę w ludzi w internecie, gdzie wszyscy jesteśmy anonimowi.