To mógł być wartościowy dramat, ale oczywiście Amerykanie ulepili go na kształt patetycznego i pękającego od lukru gnieciucha. Widz jest świadkiem tragedii rodziców, ale to co się dzieje na ekranie, tak naprawdę nie wzrusza, bo podane jest w taniej i mega ckliwej formie. Jamie Lee łka, kwili i szlocha jak bóbr, Bates wyrywa pierze z głowy, aniołki fruwają po niebie, a światełko w tunelu rozświetla bajkową drogę do raju. No i oczywiście Amerykanie dają najlepszy przykład całemu światu. Wymagający widz, który nie strawi tandetnych emocji, nie ma tu czego szukać, ale Ciocie Klocie i fani seansów podsypanych "okruchami życia" będą zapewne zacierać pięty i przeciekać jak stare durszlaki.