Tu nawet Al Swearengen jest wcieleniem serdeczności i dobroci. Serialowe postaci były wyraźne i z pazurem, a tutaj to jedna wielka, serdeczna ferajna zjednoczona w walce z senatorem. Klimat fajny, bo to wciąż ten stary Deadwood, ale niestety nic poza tym. Dodatkowo dorzucono tu wątki romansu Setha Bullocka i Almy (już nie Garrett, a Elsworth) oraz drugi sprawiający wrażenie sztucznie i na siłę wciśniętego, ten lesbijski Jane i Joanie.
Niezwykłe jest to, że ludzie przez 10 lat się zestarzeli, co nie? I zaczęli żyć jak społeczeństwo.
Jest dokładnie tak, jak być powinno. I nic w tym dziwnego, że zmiekli i zmienili.