Obejrzałam przede wszystkim dlatego, że ktoś kiedyś gdzieś napisał, że to jest film w klimacie "Kroniki wypadków miłosnych", którą uwielbiam - jest to cudowny, piękny, klimatyczny film.
A "Dolina Issy"...hm... za pejzaze byłoby 10/10 ale trochę punktów muszę poodejmować
- dialogi...no cóż, napiszę to - niezrozumiały bełkot. Sorry, ale jedynie słowo "bełkot" dobrze to oddaje
- niewyraźny obraz - właściwie to momentami prawie nic nie widać. W związku z tym że mało słychać i mało widać połowy trzeba się domyślać, albo olać fabułę i skupić się na... oglądaniu (pięknego, to fakt) lasu, łąk itp.
- muzyka - mi nie pasuje
- klimat mroczny, maksymalnie dołujący, bardziej mroczny niż w "Wilczycy". Po obejrzeniu tego filmu późnym wieczorem prawie nadawałam się do wysłania na terapię przeciw depresji i stanom lękowym. Tu nie ma nic z baśni, a jeśli już to braci Grimm...
W sumie 6/10. Oczekiwałam czegoś mniej ponurego.